Strasznie dużo już zdążyliście napisać, trudno na szybko ogarnąć
Ale w każdym razie - pomysł z
wysysaniem jadu podoba mi się zdecydowanie najbardziej - zauważmy, że we wszystkich działaniach Pharona objawia się radykalna emocjonalna nadwrażliwość, potężna, niezrozumiała dla "zwykłych" ludzi reakcja na każdy przejaw zła. Możemy podejrzewać, że jest to skutkiem przeszłych wydarzeń, ale tak czy inaczej - zło go przeraża, jest absolutnie nie do zniesienia, ale równocześnie - nie widząc dla siebie żadnej nadziei - postanawia poświęcić się... właśnie dla ludzkości. Jak Chrystus. Z tego punktu widzenia mniej ważne jest to, czy on
rzeczywiście jest taką nadzieją dla ludzkości czy nie, istotne jest to, że sam tak swój czyn postrzega. Pocałunek jest ostatecznym ukoronowaniem "drogi ku złu", ale nie ku złym czynom, ale ku przejęciu ciężaru.
Ponadto, pocałunek ten jest, w moim mniemaniu, radykalną próbą poczucia najprawdziwszych, najgłębszych emocji, przeżycia czegoś metafizycznego, czego nie był w stanie przeżyć sam, będąc w pewnym sensie otępiały po stracie najbliższych. Odczuwa zło bardzo głęboko, ale jest to coś zewnętrznego - a on chce poczuć coś jak najbardziej w środku, a żeby mógł to zrobić, musi się z tym jak najbliżej zetknąć - np. właśnie przez taki pocałunek.
Raczej odrzucam możliwość, że Pharaon myślał o Domino, kiedy okazało się, że to Joseph popełnił zbrodnię - on myślał chyba raczej o swoim wnętrzu, o tej absorpcji, która się dokonała i o tym, że zrobił coś prawdziwego i wypełnił jakąś misję.
Co do nadziei - mam jeszcze zupełnie odrębną koncepcję interpretacji, prawdopodobnie wydumaną (przez prawie cały film wszystko pasowało, ale pod koniec jakoś przestało), ale może warto się nią podzielić. Mianowicie - Pharaon jest Ludzkością, pozostali są Światem. Jeżeli tak sobie powiemy, to widać, że Ludzkości (w znaczeniu "każdemu z nas") przypisana byłaby niesamowita emocjonalna zdolność - zdolność rozpoznawania zła Świata. Zachowanie Pharaona, powolne i - chyba jednak - delikatnie autystyczne, przypomina w swoim nienaturalnym dla nas odczuwaniu świata zachowanie dziecka, dla którego wszystko jest szokujące. W takim razie byłoby to wskazanie na niedojrzałość Ludzkości, ale z drugiej strony na potężny tkwiący w niej potencjał do rozpoznawania zła i - w konsekwencji - dobra, który w samym filmie urzeczywistniony jest poprzez kompletne poświęcenie, ale być może jest do urzeczywistnienia przez inne działanie prowadzące do unicestwienia zła bez konieczności samozniszczenia - to byłaby piękna nadzieja dla Ludzkości (ale właśnie w końcówce się rozjeżdża film z tym pomysłem, bo do pokazania takiej nadziei potrzebne byłoby zakończenie inne niż "w kajdanach", czyli świadczące o pokonaniu (?) zła przez zagładę).
A co do Marii Falconetti i "Joanny d'Arc" - śmiałe porównanie

Tam jednak te szeroko rozwarte oczy z ufnością skierowane były ku Bogu, był ten Absolut zapewniający jej niezachwianą pewność, a tutaj to spojrzenie było jednak puste - wyrażało co innego.