22 lut 11, 20:40
Zupełnie nie pamiętam, jaki był odbiór filmów Dumonta w poszczególnych latach festiwalowych. Pamiętacie? Wiem, że "Ludzkość" była na ustach, ale mam wrażenie, że na dość milczących ustach, pamiętam, że trudno było cokolwiek o nim pomyśleć, tak był inny, wtedy w Sanoku.
Też się zastanawiam... najmniej jestem przekonana do „Flandrii”? ze wszystkich bohaterów Dumonta ci z „Flandrii” wydają mi się najmniej interesujący, a najbardziej? Hmm... uwielbiam Pharaona i Domino z „Ludzkości”
Od dzisiaj mam kolejnego faworyta, obejrzałam „Twentynine Palms”, nie wiem, dlaczego ten film jest uznawany za słabszy, jest świetny, i straszny, widziałam go po raz pierwszy, a wcześniej wiele słyszałam i urósł w mojej wyobraźni zupełnie fałszywie.
Po obejrzeniu jeszcze raz przeczytałam to, co napisał o nim Marcin Giżycki w swojej książce „Wenders do domu! Europejskie filmy o Ameryce i ich recepcja w Stanach Zjednoczonych”, cytuje – zresztą bardzo ładne słowa – Baudrillarda o pustyni: „Pustynia jest formą tak wysublimowaną, że oddala nas radykalnie od życia społecznego, sentymentalizmu, seksualności. Na pustyni każde słowo, choćby najbardziej oszczędne, jest zawsze zbędne. Pieszczota nie ma sensu, chyba że kobieta sama jest pustynna, zwierzęco niestała i powierzchowna. Wtedy zmysłowość współgra z oschłością i odcieleśnieniem pustyni” (cytat z „Ameryki”). Taką pustynię nazywa MG za B „radykalnie obojętną”, „negatywem powierzchni ziemi i naszych cywilizowanych nastrojów”.
Giżycki twierdzi, że Dumont bierze tę metaforę i dosłownie umieszcza ją w filmie, pisze: „(...) zrobił film o parze młodych ludzi kochających się na pustyni gwałtowną, dziką i autodestrukcyjną miłością, obchodzących się niemal bez słów (...) Na dodatek ona jest niewątpliwie kobietą „zwierzęco niestałą”, nieobliczalną”. Ale jednocześnie twierdzi, że u Dumonta pustynia wypełniona jest tajemniczą siłą, budzącą demony, że wcale nie jest negatywem tylko lustrem.
Ciekawe, chociaż nie wydaje mi się, żeby Katia była pustynną kobietą – zwierzęco niestałą, nieobliczalną, szaloną. To, co mi się najbardziej podoba w tej postaci – że w każdym jej geście, spojrzeniu, w jej sylwetce, sposobie zachowania zapisana jest przeszłość, nieważne są słowa, opowieści o życiu, wszystko zapisane jest w ciele jak w książce, jej doświadczenia i popychana nimi intuicja, przeczucie, lęk, bunt, czy czułość. Ona jest właśnie „ucieleśniona”, zresztą jak większość bohaterów Dumonta. Mam też wątpliwości, czy miłość Katii i Davida jest autodestrukcyjna, dlaczego? David nie z tej miłości, nie przez tę miłość popełnia zbrodnię. Pamiętacie ten film?