PiotrP napisał(a):Również uważam że rezerwacje online to dobry pomysł (bo online, a wszystko co online jest dobre). Jedynym problemem było "nocne szaleństwo" w postaci oczekiwania na północ i szturmu na ledwo dychający system w pierwszych minutach po północy. Mój pomysł na wyeliminowanie tej niedogodności polegałby na wprowadzeniu dwóch faz rezerwacji.
Pierwsza faza, załóżmy że od północy do południa, polegałaby na zgłaszaniu preferencji co do filmów przez posiadaczy karnetów. I tak na każdą godzinę wybieramy film na który najbardziej chcemy iść oraz dwa (trzy? cztery?) filmy rezerwowe. W południe spośród wszystkich osób które zgłosiły chęć obejrzenia danego filmu system *losowo* wybiera tyle osób ile zmieści się na sali i przyznaje im rezerwacje. Osoby które miały pecha w losowaniu otrzymują wejście na wybrane przez siebie filmy rezerwowe. To by dało wszystkim kilkanaście godzin na swobodny wybór filmów bez stresu i kolejek do komputerów.
Faza druga, od południa do momentu rozpoczęcia filmu, wyglądałaby mniej więcej tak jak obecnie.
Zgadzam się także z tangerine (p 6.); bilety powinny być sprzedawane tylko jeśli są wolne miejsca po przydzielaniu rezerwacji posiadaczom karnetów. Mam wrażenie że na bilety wchodzili "ludzie z zewnątrz", którzy szybko przeżywali głebokie rozczarowanie tym co widzą na ekranie, a to często kończyło się odpisywaniem na zaległe SMS-y lub wychodzeniem z seansu.
No to sobie chłopie wymyśliłeś. W systemie, który jest, jeśli organizatorzy trochę nad nim popracują (żeby się przy dużym obciążeniu nie krztusił) to, czy wejdzie się na dany film, zależy przede wszystkim od zorganizowania i zdolności przewidywania rezerwującego (tak nie jest wyłącznie w przypadku bardzo źle wybranych przez organizatorów sal - w tym roku wpadki były bodaj z Quayami i pojedynczymi filmami takimi jak np. Radio On, I tak nie zależy nam na muzyce, granymi w mniejszych salach, choć było duże zainteresowanie), który potrafi przewidzieć, czy danego dnia musi być w kolejce na samym początku, bo ma do rezerwacji bardzo oblegany seans w małej sali, czy nie musi. Ja w tym roku nie wszedłem na jeden seans, na który chciałem. W starym systemie też nigdy nie było tak, żebym nie wszedł na więcej niż jeden. Także przy myśleniu i jakiej takiej oragnizacji dało się przedtem, i daje się teraz. Przy twoim pomyśle miałbym gwarancję, że nie wejdę na więcej, bo tacy, którzy tak w ogóle nie wiedzą, na co chcą iść, albo zabalowali, albo coś podobnego, wejdą na moje miejsce - na to się nie zgadzam, i w takiej sytuacji bym (ja i myślę, że wielu innych) zrezygnował z karnetu. W dodatku taki system preferuje źle pojętą spontaniczność, tzn. człowiekowi takiemu jak ja, który przed festiwalem ma ułożony program dzień po dniu, seans po seansie, i wie, co chce obejrzeć, utrudnia życie, bo jeśli nie będę mógł pójść na jeden-dwa filmy, które sobie zaplanowałem, to mogę jeszcze coś poprzestawiać w tej układance tak, żeby mimo wszystko nie stracić niczego, na czym mi zależy, jeśli będzie tych straconych filmów więcej - nie ma już szans.