Czy ktoś jeszcze z tu obecnych wczorajszo-dzisiejszej nocy w Arsenale miał przyjemność bawić się przy muzyce tychże wykonawców. O obu nie wiedziałem nic, i przyznam szczerze, po dwóch numerach Chrom Hoof chciałem opuścić gościnne mury Arsenału. A jednak! Połączenie pretensjonalnych płaszczy z kapturami, trash metalu, prog rocka ze skrzypkami i fagotem oraz nieziemskiej inkarnacji Donny Summer na wokalu, zrobiło na mnie wielkie wrażenie.
A Daedelus to już był kompletny odlot. Już nie muszę tęsknić za koncertem Underworld. Daedelus jest dwa razy lepszy.