24 lip 10, 21:11
A ja na początku kilkakrotnie zadawałam retoryczne pytanie: panie Dylan, po kiego grzyba ściągnął mnie pan na film o nastolatkach?! Tego unikam. A potem pomalutku zaczęło mi się podobać. Żadnego brazylijskiego upału i trzęsienia pośladkami. Wyciszona, mała historia o wiosce chyba niemieckiej, może nawet szwabskiej, na brazylijskiej zamglonej, albo otulonej ciepłym światłem prowincji. To miejsce jest taką trochę dziuplą, w której siedzi nasz młody wrażliwiec (jak siedział w drzewie chłopak ze Sri Lanki), jak zwykle dusząc się i nie mogąc uciec. Wioska jest też trochę dziwna, bo często ludzie popełniają tam samobójstwa, nie wiadomo dlaczego rzucając się z mostu. Dylan w słuchawkach, a nad parą przyjaciół unosi się duch zmarłej siostry jednego, a pierwszej miłości drugiego.
Bardzo podobała mi się scena, w której nasz wrażliwiec zaprzyjaźnia się z nieudanym samobójcą, tym pięknym i mrocznym kochankiem dziewczyny, kiedy długo, za długo jadą przez most, a potem wysiadają z samochodu i wchodzą między wysokie trzciny, w ciemność, i wyobrażają sobie, że dziewczyna jest z nimi, i zabrakło mi tylko ich pocałunku, bo wszystko do niego prowadziło