Uprzedzam, że być może nie będzie to w pełni kompetentna opinia, z uwagi na fakt iż siłą wewnętrznego protestu zostałem tytułowo "wydalony" z sali w połowie seansu. Ponieważ jednak bardzo rzadko zdarza mi się dać doprowadzić aż do takiego stanu aby opuszczać salę - średnio raz w roku, mój sąd uważam za usprawiedliwiony.
Nie to żebym miał jakieś wielkie oczekiwania względem tego filmu, wręcz przeciwnie, właściwie nie wiem co mnie podkusiło aby się na "wydalonego" wybrać. Chociaż trochę chyba jednak wiem, zdaje się że strzelił mi do głowy szalony pomysł, że być może i kondycja polskiej kinematografii ma się wcale nieźle w tym roku a na pewno nienajgorzej. A już w ogóle że jest lepsza niż moje o niej mniemanie. Mogłem się spodziewać na przykład konkurencyjnego poziomu aktorstwa, wysmakowanych kadrów, gry świateł, przemyślanych kompozycji, kolorów. Udanej realizacji dźwięku, a może nawet trochę maestrii i klasy w ogóle. Któryś z twórców tuż przed seansem zapowiadał też przednią zabawę z tego tytułu że film jest ogólnie bardzo dowcipny. Mogłem się tego wszystkiego spodziewać a nie spodziewałem. I powiem Wam co - tak się mogąc a nie spodziewając całkiem chytrze urządziłem, bo przecież na koniec wyszedłem z sali prawie zupełnie nie zdziwiony. Jedynie wydalony.