Łagodny potwór - projekt Frankenstein

Filmy 10. ENH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 10, 22:51

pamiętam, jak Roman Gutek dzwonił z Cannes i mówił, że nowy film Mundruczo jest inny od poprzednich (i obiecywał, że coś o nim napisze sam, przed festiwalem nie wyszło, jednak chciał sam, sam, i chciał przemyśleć). Ja myślę, że film jest bardzo Mundruczowy i nie ma zmiany, a nawet jest kontynuacja dosyć wyraźna Delty, mimo zmiany scenerii.

Mundruczo zaintrygował mnie filmem (i oczarował osobistą osobą, spotkał się z publicznością po projekcji, ale widać było po publiczności konsternację i nie chciała gadać) i dotknął tego, o czym dzisiaj rozmawialiśmy po Potworach i ludziach Bałabanowa z Dziworskim, a co ciągle chodzi mi po głowie - chodzi o autentyczność, wiarygodność sztuki, na czym ona jest budowana, czy sztuka jest performatywem i kategorie prawdy i fałszu nie mają do niej dostępu, może być najwyżej fortunna bądź niefortunna, adekwatna bądź nie, czy sztuka powinna być sztuczna, i co z tego dla niej wynika. To pytanie dobrze było zadawać filmowi Bałabanowa, bo jego doprowadzona do perfekcji w każdym detalu stylizacja mówiła: sztuka jest sztuczna, ucieka w swój nawias, nikt jej nie oskarży o obrazę uczuć religijnych czy coś w tym rodzaju, to jest na niby, a Mundruczo strasznie komplikuje tę sprawę, gra na wielu bębenkach, bardzo wszystko komplikuje, skacze jak skoczek jakiś, gnie się na tej symbolicznej białej linii, którą się rysuje dla aktorów na castingu, która wskazuje, gdzie mają stać, Mundruczo jest po jednej i po drugiej stronie kamery (białej linii), gra rolę reżysera-demiurga, tworzy potwora, który ucieka mu spod ręki, potwór to i bohater i to też ten film

mixy
 

Post 27 lip 10, 0:18

Moje zarzuty: spartaczony, banalny koniec i nie do końca prawdopodobny psychologicznie bohater : początkowo widzimy socjopatę, który unika dotyku co może tłumaczyć trauma dzieciństwa, potem już po zabójstwie dziewczyny - zbliża się do Magdy, chce z nią wiązać przyszłość. I właśnie ta relacja wydaje mi się niezrozumiała, jakby trochę na siłę wprowadzona, idąc schematem "musi też być wątek miłosny".

Avatar użytkownika
d4b0
 
Posty: 125
Na forum od:
30 lip 06, 23:12

Post 27 lip 10, 0:47

ja przy okazji tego filmu mam dwie ogromne prosby do organizatorow:

- o powrot do starych dobrych zwyczajow i wstrzymanie sie z zapalaniem swiatel do konca napisow. uszanujmy tych, ktorzy chca obejzec i przezyc film do konca.

- o poinstruowanie osob prowadzacych dyskusje z tworcami po seansach, by nie zadawaly pytan na poziomie liceum. zostawmy to "generacji enh" ;)


Co do samego filmu - jesli traktujemy go jako kontynuacje Delty, to nie powinnismy nadawac az tak duzego znaczenia scenie z castingiem - to byl po prostu przyczynek do rozwiniecia fabuly. Natomiast nie sadze by ten film byl kontynuacja Delty. Rezyser sam wspomnial, ze interesuje go mikrokosmos relacji rodzinnych, a w Delcie skupial sie raczej na szerszych mechanizmach spolecznych, rodzina byla jednym z elementow ukladanki. Byc moze z tego tez powodu w "Lagodnym potworze" odszedl od mocno wysublimowanej strony wizualnej. Natomiast na pewno nadal stara sie poruszac kwestie uniwersalne, ale mimo tego jego filmy nadal sa dalekie od oczywistosci.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 27 lip 10, 7:12

Dla mnie jest to kontynuacja Delty w takim sensie, że rozpoznaję ten świat – podobnie umieszczony w czasie współczesnym, w określonej rzeczywistości, a jednak zamknięty w swojej cząstce dosyć szczelnie i jakby poza czasem, historia ma podobną temperaturę, i dotyka napięć pomiędzy wizją, jaką mamy na temat „normalnej” rodziny a jej alternatywami, które gdzieś pomiędzy tą wizją a rzeczywistością powstają, i co się może wydarzyć, kiedy te alternatywy zaczynają promieniować, produkują własne światło, Rudi chce się natychmiast związać z Magdą, impulsywnie, czując, że schemat normy może być ratunkiem, bo alternatywy są niezgodne z porządkiem, z jego punktu widzenia niesprawiedliwe. W Delcie porządek był opresją, tu wydaje się całkiem nieprawdopodobną szansą, z której nic nie wychodzi. Ojciec i syn nie mogą po prostu odjechać ku lepszej przyszłości. Rudi z Magdą nie zostaną małżeństwem.

Jeżeli furtką do tego filmu jest literacka historia o Frankensteinie i potworze, to oczywiście scena castingu ma duże znaczenie, umieszcza tę starą, mroczną opowieść we współczesnym kontekście, w dodatku jest formalnie obca. Nie wydaje mi się tylko elementem, który inicjuje fabułę.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 27 lip 10, 11:15

Ja u Mundruczó cenię najbardziej dwie rzeczy: umiejętność wykreowania własnego świata, wizualną i dźwiękową kreacyjność oraz umiejętność prowokowania przez tworzenie alternatyw dla tego, co uważamy za normalne (i umiejętność przekonania swoją wizją, chociaż na moment, że to alternatywne jest normalne, a to, co uważamy za normalne, jest jakąś aberracją). Tu niestety nie odnalazłem ani jednego, ani drugiego. Mundruczó wybrał formę stosunkowo bliską realizmowi, mało kreacyjną, wymagającą wiarygodności psychologicznej i logiki rozwoju opowieści. Tutaj bohater najpierw wydaje się kompletnie aspołeczny, później stara się związać z Magdą - koncept "czucia, że schemat normy jest jedyny zgodny z porządkiem" jest bardzo ładnie wymyślony, tyle że ja nie potrafię uwierzyć w bohatera, który tak właśnie myśli i czuje. Zresztą potem znowu wydaje się równie aspołeczny (to widać w jego stosunku do matki, czy raczej braku stosunku do niej). Naprawdę nie jestem w stanie w tego bohatera uwierzyć, zwłaszcza w przypadku takiej realistycznej formy. Podobnie zakończenie w postaci takiego "deus ex machina" jest dla mnie arbitralne i bez sensu - nawet jeśli wiemy, że "ojciec i syn nie mogą po prostu odjechać ku lepszej przyszłości". Poza tym reżyser mówił na spotkaniu, że w powieści bardzo mu się podobało to, że potwór jest niewinny. W filmie, w którym główny bohater jest jakby za szybą, nie jesteśmy w stanie nawiązać z nim emocjonalnej więzi (a tak tu jest), bardzo trudno poczuć, że ten potwór jest niewinny, ja przynajmniej tego nie odczułem. Dla mnie duże rozczarowanie - zwłaszcza po rewelacyjnej Delcie.

A Aszeffel może zadawać pytania też w imieniu generacji enh, przecież jest jej najważniejszą przedstawicielką :P

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 30 lip 10, 21:18

Dziwne opinie, jak dla mnie. Czytaliście "Frankensteina" Mary Shelley? Bo jakbyście czytali, to byście chyba pamiętali, skąd wzięło się zakończenie. Z książki. Tam "Monster" ginie gdzieś wśród lodowców na Morzu Północnym. Wyjazd na Morze Północne raczej w filmie nie wchodził w grę, stąd zastąpił je lodowiec w Austrii.

Dla mnie Mundruczo przeniósł po prostu powieść Shelley w realia współcznesne. Zamiast dr. Frankensteina mamy reżysera, który "stworzył potwora", nie będąc dla niego ojcem, przez co ten miał problemy z okazywaniem uczuć. A podstawowy mój zarzut do filmu jest taki, że nie wiem po co było to robić. Ten film jest zbędny. Powieść Shelley miała wymiar symboliczny, była uniwersalną opowieścią o nieprzystosowaniu, niezrozumieniu i samotności. Mundruczo pokazał, że ma to ciągle zastosowanie we współczesnych czasach. Tyle tylko, że to oczywiste.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
TrebreH
 
Posty: 40
Na forum od:
31 lip 09, 9:27

Post 30 lip 10, 23:50

Dużo słabsze od "Delty".
równy samemu sobie / pilnujący swych granic

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 31 lip 10, 0:02

doktor pueblo napisał(a):Dziwne opinie, jak dla mnie. Czytaliście "Frankensteina" Mary Shelley? Bo jakbyście czytali, to byście chyba pamiętali, skąd wzięło się zakończenie. Z książki. Tam "Monster" ginie gdzieś wśród lodowców na Morzu Północnym. Wyjazd na Morze Północne raczej w filmie nie wchodził w grę, stąd zastąpił je lodowiec w Austrii.

I co z tego, bo za bardzo nie rozumiem. Bez sensu jest sposób, w jaki monster, jak go nazywasz, został uśmiercony - przez przypadek. To, że w książce ginie wśród lodowców wiem, i wiem, że Mundruczó chciał do tego nawiązać, ale według mnie zrobił to kiepsko - i tyle. A z pytaniem "po co" się zgadzam - rzeczywiście takie ukonkretnianie symbolicznej powieści niczemu nie służy.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 31 lip 10, 10:06

Grzes napisał(a):I co z tego, bo za bardzo nie rozumiem. Bez sensu jest sposób, w jaki monster, jak go nazywasz, został uśmiercony - przez przypadek. To, że w książce ginie wśród lodowców wiem, i wiem, że Mundruczó chciał do tego nawiązać, ale według mnie zrobił to kiepsko - i tyle. A z pytaniem "po co" się zgadzam - rzeczywiście takie ukonkretnianie symbolicznej powieści niczemu nie służy.

No tak, tylko według mnie nie tylko zakończenie było kiepskie. Więc to że było kiepskie jakoś mnie specjalnie nie zaskoczyło. Pasowało do reszty :)
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.


Powrót do 10. - Każdy ma swoje kino



cron