słusznie! a film znaczący. Powiedziałabym, że jest swego rodzaju odtrutką na błędne koło cywilizacji. Prosty, skromny, naturalny ( aktorzy - amatorzy; o ile pamiętam, to jedynym profesjonalistą był chyba Polak grający człowieka buszującego w strumyku? ) Bardzo podobała mi się inność chłopca - głównego bohatera i fakt, że nikt tej inności nie chciał zwalczyć. No bo kto powiedział, że jako dzieci Natury mamy zmuszać się do egzystowania w betonowym świecie, uśmiechać się na rodzinnych przyjęciach i robić zakupy w supermarkecie? Każdy w tym filmie był trochę 'dziwny', bo aspołeczny, a z drugiej strony ściśle związany z wodą, ziemią, łąką.. ( piękne sceny więzi średnio rozgarniętego ojca z malutkim synem ). Dobry, wymowny film za małe pieniądze. Da się.
A jeśli chodzi o spotkanie z twórcami.. miałam nieodparte wrażenie, że chłopiec z filmu był wcieleniem jednego z reżyserów (blond) - tego, który preferował wzrokowy kontakt z podłogą
