28 lis 09, 0:49
A nie wydaje wam się, że ten film tak na prawda obnaża "inżynierię antropologiczną świata", że nie ma czegoś takiego jak gruba kreska, zaczynanie od nowa... że proces historyczny jest procesem ciągłym, ewolucyjnym, zmiany są niezauważalne w czasie rzeczywistym, ale po pewnym czasie społeczeństwo osiąga punkt krytyczny, przejście którego zaznacza się gwałtownym epizodem...
Jednak wyjątkowość tego filmu lezy chyba jeszcze gdzie indziej. Refleksja historiozoficzna, o ktorej piszą krytycy, została tutaj wyostrzona niejako dzięki wstrzyknięciu do krwioobiegu tamtego świata, dzisiejszych wirusów, które okazały się znakomitymi markerami, uwidoczniły, niczym w symulacji komputrowej, mechanizmy które nie napawają optymizmem... Mamy w tym filmie przecież niezwykle mocną sugestię upadku mitu niewinności dzieciństwa. Iluzja pryska niczym podczas oglądania wiadomości telewizyjnych... My - widzowie, ludzie początku XXI wieku jesteśmy na to przygotowani, nie próbujemy z tym walczyć - pastor do końca broni tego bastionu ładu społecznego... Nerwem naszego czasu, który przebija się przez ten film jest upadek mitu kontroli starszych pokoleń nad młodszymi... Jeste wiele innych ciekawych tropów, ale na tym polega siła filmów, ktore uderzają w najczulsze struny naszych czasów...