7 sie 09, 10:28
To kolejny film Roystona Tana, który swego czasu zrobił świetny film pt. "4:30". Tym razem przejawia fascynacje getai - koncertami granymi podczas święta duchów w Singapurze i Malezji. Historia dziewczyny w 12 aktach. Bardzo kolorowy i roztańczony film, chociaż tak naprawdę ciężki dramat. Chociaż zarówno stylistycznie jak i tematycznie obraz zupełnie różnych od tego co Tan zrobił dotychczas, można śmiało powiedzieć, że jego romans z getai (pierwszym filmem w jego dorobku traktującym o getai był "881") służy jemu i publiczności. Jestem za.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang