2 lip 09, 19:38
Mam, może nieco dziwną, prośbę a propos filmów Tsaia. Wiem, że zaprawiona festiwalowa publiczność wie, czego można spodziewać się po jego obrazach: długich (do granic wytrzymałości niektórych), statycznych ujęć, "nicniedziania" (pozornego, OCZYWIŚCIE), swego rodzaju filmowej nudy, częstych drastyczności. Od początku mojej przygody z filmami Tsaia powtarza się ta sama sytuacja. Seans, nabita sala, mija 10 minut, część publiczności zaczyna się niecierpliwić, pierwsi wychodzą, potem to wychodzenie staje się coraz bardziej powszechne. W sumie po zakończeniu seansu na sali pozostaje mniej więcej połowa widzów.
Wiele osób może nie znać specyfiki jego kina, dla jednych fascynującego dla innych śmiertelnie nudnego. Nie mam zamiaru ingerować w niczyje odczucia, i zakazywać przychodzenia na seanse (kogo zresztą mój zakaz by obszedł), ale jeżeli ktoś nie czuje się dobrze w tej estetyce, jeżeli oczekuje innej narracji, to proszę: gdy już przyjdziecie na seans Tsaia, spróbujcie wytrzymać do końca. Nie, żeby go pokochać, o tym nie śmiem marzyć, ale akurat w wypadku jego filmów, wymagających skupienia, ciszy, wychodzenie w trakcie seansu BARDZO przeszkadza.
Dziękuję za uwagę.