Thane się pewnie nie przyzna, kto przymusił go do wycieczki na The Heavy. Odnośnie samego koncertu - twórczość grupy dobrze znam (wprawdzie to tylko jedna płyta, ale jakże zacna!), jednak w niewielkim stopniu byłem przygotowany na niesamowity power wersji live. Szkoda jeno, że sam występ był taki krótki. W świetle supportującego (również dobrego) Oszibaracka nawet śmiesznie krótki.
Wcześniej w Arsenale gościłem na otwarciu z Jose Miguelem Wisnikiem oraz na Food for Animals. Pierwszy koncert był naprawdę miły (pozdrawiam nieoczekiwanie spotkaną Marcię) i skutecznie wprowadził w atmosferę przeglądu kina brazylijskiego. Drugi pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami - zespół sam w sobie świetny był, ale dziwnie zestrojone nagłośnienie niemal uniemożliwiało delektowanie się muzyką. Porządny odsłuch zapewniały dopiero miejsca na parkingu przed klubem. Trochę głupio, bo jak tu zobaczyć wykonawców?
Ogólne wrażenia bardzo na plus. Powtórzę za poprzednikami, że poprzeczka została zawieszona wysoko i przyszłoroczni artyści będą mieli trudny orzech do zgryzienia
