Zgodnie z "Poradnikiem Snoba", który kiedyś znalazłem na Onecie, żeby takowym zostać, należy albo być kolekcjonerem (np. monety), jeździć BMW Mini lub oglądać kino irańskie (lub przynajmniej nauczyć się na pamięć 3 reżyserów i 3 tytułów, które to dane należy umiejętnie wplatać w rozmowę w towarzystwie). Jako, że zawsze chciałem zostać snobem, a kolekcjonerstwo monet lub mini cooperów jest kosztowne, wybrałem opcję najtańszą, aczkolwiek nie mniej ambitną. Umieściłem zatem na swoim karnecie film "Pieśń wróbli"

) Jak się okazało, los bywa przewrotny. Jest to, jak do tej pory, najlepszy film jaki widziałem na festiwalu, co może też świadczyć o jego poziomie (najbardziej rozczarował mnie Zanussi i niestety trochę Ceylan'ie). "Pieśń wróbli" wydaje się być prostą historią o pieniądzach i ich wpływie na życie rodziny. Na pozór banalne przesłanie "Pieniądze szczęścia nie dają" nie zostało jednak podane w moralizatorski (czyt. amerykański) sposób. Reżyser stara nam się raczej pokazać jak cieszyć się z rzeczy drobnych, doceniać to co się ma. Poza tym, świetne zdjęcia i klimat Bliskiego Wschodu urzekają. Muszę jeszcze obejrzeć 2 filmy irańskie, ale jeśli będą tak samo dobre jak ten, to zostanie snobem, nie będzie wcale takie ciężkie jak myślałem
