24 lip 08, 5:48
A ja nie odradzam (i mówię to na trzeźwo, w pełni władz umysłowych, jak to się mówi)
myślę, że film dobrze oddaje atmosferę Stambułu, miejsca, które jest taką trochę teatralną sceną, na której ustawiono dekoracje, meczety, pałace, stare domy i bohaterów, a szczególnie Lodosa/Fatiha, który nie chce, z jakiegoś powodu już nie może trwać w tym skostnieniu, wśród ksiąg, poezji, miniatur i rodziny. To właśnie Stambuł widziany od środka, nie do końca realny. Odległy, kiedy spogląda się na niego z łodzi na Bosforze, z widokiem na wielki Bosforski Most, most samobójców. Po przyjeździe z Ameryki Lodos próbuje na nowo dopasować się do tego, co go ukształtowało w przeszłości, ale ciągle wypada z gry, miota się po Hurtley'owsku, wymyśla dramatyczne wydarzenia z własną śmiercią włącznie, żeby zagłuszyć czymś odzywającą się w jego sercu stambulską melancholię hüzün. On jej już nie chce, ale musiałby chyba skoczyć z mostu jak wielu stambulskich mężczyzn, żeby się jej pozbyć. Taki jest już los Istanbullu. Rozumiem, że film mógł być efektem obsesyjnej chęci dotknięcia tego stanu, mam wrażenie, że akurat w Stambule bycie kimś innym jest szczególnie trudne. To miasto zgodnie z terminologią Ewy Mazierskiej nie jest miękkie, narzuca się, raczej kształtuje osobowości niż im ulega.