5 sie 08, 23:16
7 wartych grzechu filmów spośród tych, jakie udało mi się zobaczyć:
1. "Desperate Remedies" - Wyśmienity nowozelandzki campowy pastisz, bardzo queerowy z ducha.
2. "Once Were Warriors" - Kolejny znakomity film z Nowej Zelandii, tym razem brutalny dramat społeczny o patologiach w maoryskiej rodzinie.
3. "Każdy ma swoje kino" - Absolutny przebój festiwalowy, plejada mistrzów reżyserii składająca hołd X Muzie. Moi faworyci w tym zestawie: Roman Polański, Lars Von Trier, David Cronenberg, Ken Loach.
4. "Jezus Chrystus Zbawiciel" - Ech, całe lata czekałem, by w całości obejrzeć ten słynny występ Klausa Kinskiego. I nie zawiodłem się! Szkoda, że biografia aktora, napisana przez reżysera filmu, Petera Geyera, nie została jak dotąd przełożona na język polski...
5. "Angel Mine" - Perełka kina kontrkulturowego z Nowej Zelandii, praktycznie nieznana szerszej publiczności, a wytrzymująca porównanie z wczesnymi filmami Johna Watersa, "Jubileuszem" Dereka Jarmana czy "Doom Generation" Gregga Araki.
6. "Moje noce są pękniejsze niż wasze dni" - Najbardziej kameralny, wyciszony i poetycki film w dorobku Andrzeja Żuławskiego. Poemat miłosny na cześć prześlicznej Sophie Marceau.
7. "Wiedźma" - klasyk kina niemego znany wszem i wobec, zyskujący jednak nową jakość za sprawą muzyki na żywo Geoffa Smitha.
Moje ulubione przeglądy: Kino Nowozelandzkie i Retrospektywa Andrzeja Żuławskiego.
Absolutne porażki - na szczęście "zaliczyłem" tylko dwie:
1. "Chaotyczna Anna" - Wypadek przy pracy utalentowanego reżysera. Kupa w przenośni... a także dosłownie!
2. "Matka Łez" - Przykry dowód starczego uwiądu mistrza włoskiego horroru. W XXI wieku maestro nie potrafi sobie poradzić nawet z koherentną narracją, nie mówiąc o kreowaniu atmosfery grozy.
Lekkie rozczarowania:
"Nightwatching" - Dzieło wtórne wobec poprzednich dokonań Greenawaya, grzeszące gadulstwem i statycznością (wiem, że to stylizacja na obrazy, ale bez przesady!). Niemniej jest to powrót do prawdziwego kina po serii multimedialnych eksperymentów.
"Bracia Karamazow" - Sfilmowany teatr, lekko udramatyzowany sztucznie przyszywanym polskim wątkiem. Zamiast wspierać rodzime produkcje, Polish Film Institute łoży na eksperymenty zagranicznych filmowców, których chyba nikt inny nie chce finansować (również "Inland Empire", "Nightwatching")
Mocno żałuję, że nie obejrzałem: "Trylogii" Terence Daviesa, wczesnych filmów Theo Angelopoulusa (zwłaszcza "Aleksandra Wielkiego"), konkursowego "Pomóż mi Erosie" i nowozelandzkiego westernu "Utu".