27 cze 08, 11:32
Przyznam, że w pisaniu o noclegach we Wrocławiu znajduję jakąś perwersyjną przyjemność, a może to sentyment? Z noclegami we Wrocławiu jest jak z jedzeniem w Chinach – to zawsze przygoda, nigdy nie wiadomo, czym się skończy...
2006. Znajduję na stronie festiwalu numer telefonu do CIT-u i deklarację, że pomaga. Dzwonię już w marcu. Zostaję obsłużona niemal natychmiast, bardzo kompetentnie. Jak chciałam, dostaję jednoosobowy pokój - w Piaście. Dobra lokalizacja: kilka kroków od kina Warszawa i innych obiektów festiwalowych. Dostaję pokój ze zniżką dla festiwalowiczów. Doskonały interes! Wszystko poszło tak gładko, że Wrocław wydaje mi się Mekką, a zmiana miejsca – lekką jak piórko, wakacyjną przygodą.
Niestety zmieniam zdanie po przyjeździe do Mekki – mój pokój znajduje się pośrodku najruchliwszego skrzyżowania w mieście. Hałas jest tak dramatyczny, że mam ochotę skoczyć z okna, żeby przerwać tę mękę. Stopery nie pomagają. Upał 30 stopniowy przy zamkniętym oknie, które zdaje się nieco tłumić hałas, zamienia pokój w saunę. Następnego dnia na kolanach błagam panią z recepcji o zmianę pokoju, obiecując złote góry, czekoladki i kwiaty każdego dnia. Mam szczęście, ktoś z festiwalowych gości nie przyjechał, dostaję jego pokój - od podwórka. Pani w recepcji dziwi się – skoro rezerwowałam pokój już w marcu, powinnam dostać najlepszy. No cóż, nikt mnie nie uprzedził.
2007. Na stronie festiwalu znajduję adres e-mailowy CIT-u, wysyłam mejla z zapotrzebowaniem już w marcu. Po miesiącu braku odpowiedzi dzwonię. Przepraszają, znajdują mi lokum, nic nie potrafią powiedzieć o hałasie, sprawdzam na mapie, pokój przy głównej ulicy, dziękuję i rezygnuję. Sama rezerwuję pokój - w Piaście, od podwórka. Dostaję zapewnienie, że będzie zniżka dla festiwalowiczów, nie tak imponująca jak w zeszłym roku, ale jest. Ok. Po przyjeździe okazuje się, że zniżka owszem jest, ale na hasło. Nie wiadomo skąd to hasło, kto je wymyślił, personel Piasta nie jest upoważniony do udzielania informacji na ten temat (może jednak powinnam była załatwić to przez CIT?). Mój festiwalowy karnet, a więc potwierdzenie, że jestem festiwalowiczem, nie ma żadnego znaczenia. Naciskam, więc dowiaduję się, że ewentualnie pomogłoby zaświadczenie od organizatora festiwalu (że jestem festiwalowiczem), które można by wpiąć do dokumentów. Organizator takich zaświadczeń nie wydaje.
2008. Mam dosyć Piasta, który rozkwit przeżywał chyba w latach 60., jego ceny kwitną zaś nadal, nie mówiąc o innych kwiatkach. Wysyłam formularz z zapotrzebowaniem, który znalazłam na stronie festiwalu. Fantastyczny pomysł – przede wszystkim to doskonała baza danych o naszych potrzebach, którą można by wykorzystać w przyszłości. Bezcenna informacja. Niestety to również informacja, która pozostaje bez odpowiedzi. Szukam sama. Przeglądam strony w internecie. Wiem już, co w trawie piszczy. Dzwonię do CIT-u, mając nadzieję, że otrzymam tam informację, której nie znajdę w sieci, bo ta mnie nie zadawala. Rozmawiam z dwoma osobami. Od każdej z nich dowiaduję się tego, co już wiem z internetu, żadnej bazy kwater prywatnych, żadnej pomocy w ich znalezieniu, żadnych alternatywnych pomysłów w stosunku do internetowej oferty, żadnego zaangażowania. Zastanawiam się, czy CIT nie tkwi jeszcze w jakiejś minionej epoce, w której jego istnienie nie było uzależnione od potrzeb klientów. A może po prostu CIT zajęty jest czymś innym? Z jakości usług wynika jasno, że nie jest zajęty szukaniem kwater dla festiwalowiczów.
Nie wiem niestety, jak funkcjonuje takie centrum informacji, jaka jest jego codzienność, ilu zatrudnia ludzi, czy oni siedzą przy biurku, czy pracują w terenie, w jaki sposób tę informację zdobywają. Czy serfując po sieci, czy stojąc na rynku, czy chodząc po domach i instytucjach, czy umieszczając gdzieś ogłoszenia, czy po prostu żyjąc w tym mieście, „orientując się” w tej rzeczywistości. Każda forma jest dobra, jeżeli przynosi efekt. Może są zbyt zajeci, żeby uciec od sformalizowanej, utrwalonej przez lata strategii. Oczekuję od nich odrobiny intuicji, odrobiny elastyczności, a nawet takiej jakiejś ludzkiej troski, żebym nie popełniała tych głupich błędów, jak dotąd. Jeżeli faktycznie chcą nam pomóc. Bo na tym przecież polega ich praca. Czy nie?