Grzes napisał(a):Tym razem to ty się czepiasz o słówka. Niemiarodajne nie musi oznaczać fałszywe. Zwykle oznacza, że narazie jeszcze się nie wie, co się myśli o danym filmie, ma się mętlik w głowie. A niechęć do ośmieszenia się też ma swoje znaczenie. Większość ludzi, którzy widzieli dużo trudnych filmów zdaje sobie sprawę, że pierwsze wrażenie jest często po prostu płytkie, głupie (we własnym mniemaniu, w porównaniu z tym, co się z czasem wykrystalizuje w głowie) i nie ma ochoty się takim wrażeniem chwalić (jeszcze inni festiwalowicze by pomyśleli, że się jest równie płytkim i głupim jak te wrażenia).
aszeffel napisał(a):nie czepiam się, bo napisałam, że kategorie prawda/fałsz nie mają tu zastosowania, boleję nad tym perfekcjonizmem, bo ktoś pomyśli, że jestem głupia i płytka, no ale nawet gdyby, to przecież sama wiem, że taka nie jestem![]()
jury, krytycy mają prawo zaraz po seansie komentować, a ja - zwykły widz nie, bo to co powiem, będzie nic nie warte i generacja enh nie chce tego słuchać... pięknie![]()
więc wolę milczeć, niż zabrać głos i czegoś się dowiedzieć, także coś na gorąco, spontanicznie, tu i teraz, z najbardziej do tego odpowiednimi osobami: reżyserem i publicznością, która właśnie obejrzała film - a jesteśmy w przychylnym sobie środowisku generacji enh, któremu obce są wszelkie hierarchie - wymyślić, oczywiście może mi się nie udać
ja mam też oczekiwania względem generacji enh - żeby się wykazywała refleksem, i żeby ryzykowała, przecież tego samego oczekujemy od tego festiwalu
tangerine napisał(a):Tak sobie myślę, nie mam zielonego pojęcia o czym tutaj dyskutujemy - na prawdę nie wiem... Pisałem to już rok albo da lata temu na tym forum - to że wychodzę z seansu nie oznacza, że film należy spalić, ale też nie widzę potrzeby się męczyć. Nie odbierajcie tego tak jednoznacznie, to są tylko i wyłącznie jakieś tam myśli, którymi próbuję opisać swoje doświadczenia. Mam zwyczaj zostawać po seansie i słuchać reżyserów (nie tylko na ENH ale np. podczas Planete Doc Review) - oczywiście jeśli film mi się podobał i nie zostałem zblokowany w środku sali. Jeśli film był nieudany to wychodzę.
Te spotkania z reżyserami mimo że są krótkie tworzą klimat festiwali odróżniając doświadczenia festiwalowe od zwykłego pójścia do kina. Wiele ciekawych rzeczy się można dowiedzieć, ale jakoś ciekawi mnie co chciałby powiedzieć reżyser. Czy was na prawdę ciekawi co mowią inne osoby, które oglądały film ? Hm... Ja się zwykłem dzielić swoimi refleksjami, nie mam z tym problemu, np. na forum, chyba że aszeffel zacznie mnie zamęczać religijnymi cytatami, to wtedy się mogę zniechęcić.
Mój guru, wszystkich gurów, mawiał tak: Mój zawód nie polega na tym, żeby wiedzieć. Mój zawód polega na tym żeby nie wiedzieć. I tego będę się trzymał.
Grzes napisał(a):To możesz sobie mieć oczekiwania. Zadałaś pytanie: dlaczego nie zabierają głosu? Ja dałem ci odpowiedź na to pytanie - pytanie o to, jak jest, a nie jak chciałbym, żeby było. Nikomu nie odbieram prawa do zabierania głosu, i nie widzę najmniejszej różnicy między sobą a krytykiem filmowym, jeśli chodzi o to prawo. Rzecz w tym, że ludzie mają swoje wewnętrzne przekonanie odnośnie tego, co mogliby w danej chwili powiedzieć - czy to jest ciekawe/warte podzielenia się, czy nie. Jeśli sami myślą, że jeszcze nie wiedzą, co myślą, to zwykle nie uważają tego za ciekawe (a ludzie zwykle swoje własne zdanie uważają za ciekawsze niż jest w rzeczywistości).
Grzes napisał(a):Drażni mnie ta twoja generacja enh, wymyślona chyba na podobieństwo pewnej innej "generacji", której nigdy nie było. Generacja zapewne dlatego, że wobec generacji można formułować oczekiwania, a wobec takiej amorficznej, słabo ze sobą powiązanej wspólnoty, jaką są festiwalowicze, trochę trudniej. Kiedy czytam to, co piszesz, przychodzi mi do głowy taki obrazek - papież wyglądający z nieba i krzyczący na ludzi, że on takiej generacji swoim imieniem firmować nie będzie, i że mają coś ze sobą zrobić, bo jak nie... Otóż ludzie są jacy są - jest część, która chętnie dzieli się swoimi wrażeniami i większa część, która nie dzieli się tymi wrażeniami, a przynajmniej nie na szerokim forum. Tak jest w każdej społeczności. Oczekiwania, że ta społeczność będzie inna są jak myślenie, że można dać na maturze trudne zadania i wszyscy zdadzą (to celowe porównanie, bo tu dostajemy właśnie takie "trudne zadania", i siłą rzeczy odsetek tych, którzy mają na ich temat coś do powiedzenia musi być mniejszy).
Drażni mnie też twoje przekonanie o tym, że masowe otwarcie i głośne wypowiadanie wszystkiego, co ślina na język przyniesie, to takie pozytywne zjawisko. Większość inteligentnych ludzi ma swoją ocenę tego, co w tym, co myślą, może innych zainteresować, a co nie, i, nawet jeśli ta ocena jest fałszywa, to naprawdę częściej jest tak, że chcą się podzielić czymś w rzeczywistości nieciekawym niż na odwrót. Ja też lubię słuchać ludzi, ale wizja społeczności, w której każdy natychmiast chce się dzielić każdym swoim wrażeniem, mnie przeraża - to jest wizja grupy, w której 99% uczestników dyskusji mówi banały i idiotyzmy, a tego 1 procenta nie sposób nawet wychwycić.
Na koniec jeszcze uwaga o tym, co by było, gdyby to była dyskusja na żywo - otóż myślę, że nic by nie było, że byłoby tak, jak z tą dyskusją po seansie. Większość argumentów, które padają tutaj, by nie padła, bo z braku czasu nikt by ich nie wymyślił, i wszystko rozeszłoby się bardzo szybko po kościach.
aszeffel napisał(a):nie mam pojęcia, jak przezwyciężyć swój protekcjonalizm, skoro cały czas wydaje mi się, że mówię ze środka, a nie z nieba
nie traktuję tego festiwalu jak produktu, mimo że on się pewnie w produkt już zamienił, chcę się identyfikować z ideą, a nie z produktem, i z ludźmi skupionymi wokół idei, dla których naturalnym odruchem jest zaangażowanie, nie wstajemy od stołu zaraz po zjedzeniu posiłku, by ruszyć w swoją stronę, tylko biesiadujemy wokół kina, bo na co dzień dosyć mam tego chłodu
to ja siedzę na widowni, to ja wielokrotnie nie mam odwagi wykonać tego gestu otwarcia, a chcę, chciałabym się zbliżyć i do znaczenia i - nie ukrywam - wejść w relację z grupą, czy jestem jedyna, czy naprawdę jestem aż tak osamotniona? jeżeli na widowni są ludzie tacy jak ja, to mówię właśnie do nich, do tych, którzy nie wiedzą i korzystając z sytuacji, chcieliby się bez obaw tą niewiedzą albo niepewnością, albo bezradnością, albo pomysłem, żeby ją przełamać, podzielić z reżyserem i z tymi, co wokół, nie chcę czuć blokady, bo ktoś mi wytknie, że się nie zastanowiłam i mówię, nie chcę, żeby ktokolwiek się podobnie czuł
tak, mam w stosunku do siebie oczekiwania - nie chcę stchórzyć, bo to najgłupsze, chcę pogadać tu i teraz, chcę się zmobilizować i podobnej mobilizacji oczekuję od innych, i nie jest mi obojętne, nie jest mi obojętne!
nie potrafię tego inaczej wytłumaczyć
aszeffel napisał(a):to ja siedzę na widowni, to ja wielokrotnie nie mam odwagi wykonać tego gestu otwarcia, a chcę, chciałabym się zbliżyć i do znaczenia i - nie ukrywam - wejść w relację z grupą, czy jestem jedyna, czy naprawdę jestem aż tak osamotniona? jeżeli na widowni są ludzie tacy jak ja, to mówię właśnie do nich, do tych, którzy nie wiedzą i korzystając z sytuacji, chcieliby się bez obaw tą niewiedzą albo niepewnością, albo bezradnością, albo pomysłem, żeby ją przełamać, podzielić z reżyserem i z tymi, co wokół, nie chcę czuć blokady, bo ktoś mi wytknie, że się nie zastanowiłam i mówię, nie chcę, żeby ktokolwiek się podobnie czuł
tak, mam w stosunku do siebie oczekiwania - nie chcę stchórzyć, bo to najgłupsze, chcę pogadać tu i teraz, chcę się zmobilizować i podobnej mobilizacji oczekuję od innych, i nie jest mi obojętne, nie jest mi obojętne!
Grzes napisał(a): Ja też lubię słuchać ludzi, ale wizja społeczności, w której każdy natychmiast chce się dzielić każdym swoim wrażeniem, mnie przeraża - to jest wizja grupy, w której 99% uczestników dyskusji mówi banały i idiotyzmy, a tego 1 procenta nie sposób nawet wychwycić.
poughkeepsie napisał(a):oj tak, mnie też wkurza banał i kalka. I np. burrowing mi się nie podobało, nic nowego ten film nie wnosi jak dla mnie.