6 gru 07, 0:20
Witam.
Mnie ten film się niestety nie podobał. Pod względem formy jest dobrze wykonany (zdjęcia), poruszony temat jak najbardziej na miejscu, jednakże scenariusz można było dopracować.
Według mnie wygląda to tak: Wajda dał się ponieść pasji moralizatorskiej i zrobił film obrzydliwie politycznie poprawny, przez co kontrast pomiędzy "Katyniem" a filmami Mistrza z okresu "Szkoły Polskiej" jest boleśnie widoczny. W przeciwieństwie do "Kanału", "Lotnej", "Popiołu i diamentu" czy nawet późniejszych obrazów, takich jak "Wesele", "Katyń" jest filmem pozbawionym jakiegokolwiek "pazuru". Wajda najwyraźniej przejął się podanymi w mediach danymi mówiącymi o tym, że coraz mniej młodych Polaków pamięta ważne wydarzenia z historii kraju, a jeśli już, to w formie zafałszowanej przez komunistów. Niestety, zamiast zaprezentować w swoim filmie inteligentną dyskusję na temat polskiej historii, jak powinno się ją opowiadać i jaką rolę może współcześnie odgrywać, "Katyń" ogląda się jak czytankę nakręconą na podstawie podręcznika do historii. Wajda chciał pokazać wszelkie, pozytywne i negatywne, cechy polskiej romantycznej świadomości narodowej, i to właśnie robi. Jednakże przedstawia je bez komentarza, nie sygnalizuje bez których z nich moglibyśmy się dzisiaj obejść, a które powinny pozostać. Po raz n-ty mamy więc w polskim kinie bezkrytyczną gloryfikację mitów wspaniałych (i nierealnych) "matek Polek", polskich "Antygon", bohaterstwa wbrew zdrowemu rozsądkowi, wierności małżeńskiej żony mężowi do jego śmierci i poza nią (broń Boże, żeby oglądała się za innymi!), prostych podziałów (jesteś albo z nami, albo przeciwko nam, podczas gdy w rzeczywistości ludzkie życie jest o wiele bardziej skomplikowane). Wszystko to należy już do minionej epoki i dziś może budzić jedynie uśmiech politowania - zamiast wiernopoddańczej akceptacji tych ideałów potrzebujemy dzisiaj ich wnikliwej analizy dla przyszłości Polski. Jako punkt wyjścia do takich przemyśleń polecam film telewizyjny "Jutro idziemy do kina" według scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego.
Film Wajdy ratują świetne zdjęcia i kreacje aktorskie (zwłaszcza Mai Komorowskiej i Andrzeja Chyry). Chyra jest tu szczególnie piękny: dzięki niemu szablonowa postać ma duszę i własny głos. Szkoda, że jej wątek zostaje zakończony w tak schematyczny sposób (prawdziwy polski patriota MUSI zginąć, z ręki własnej lub wroga). Tak samo Komorowska (polecam scenę w której z listu dowiaduje się o śmierci męża). Reszta postaci to niestety symbole pozbawione prawdziwie ludzkich odruchów, z upływem seansu coraz bardziej przemawiające do widza niż rozmawiające z nim. W ogóle scenariusz jest przeładowany: wątków jest w nim po prostu za dużo, wiele jest po prostu niepotrzebnych (chociażby motyw młodego powstańca Tura, siostrzeńca postaci granej przez Komorowską). Wielowątkowy scenariusz bardzo trudno jest spójnie zrealizować: w swoich najlepszych filmach udawało się to Robertowi Altmanowi lub Paulowi Thomasowi Andersonowi w "Magnolii" czy "Boogie Nights". Często filmy oparte na takich scenariuszach rozpadają się na części poświęcone poszczególnym wątkom, i film Wajdy nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Podsumowując, nie jestem zachwycony. Nawet pod względem reżyserii film jest jedynie poprawny, bez żadnych fajerwerków (co zrozumiałe, zważywszy na temat obrazu), ale też z niewieloma elementami, które przerywają letarg. Wajda mówił, że będzie to najprawdopodobniej jego ostatni film w karierze. Szkoda: mógłby być z niego wspaniały łabędzi śpiew, co oczywiście nie znaczy, że film nie będzie wychwalany pod niebiosa. Będzie - ale tylko z powodu tematyki.