Liverpool

Co zobaczyłeś? Co polecasz? Co odradzasz? Dyskusje o filmach.
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 7 gru 08, 21:10

niebawem wejdzie do kin nowy Alonso (12.12), część z Was go już na pewno widziała podczas festiwalu filmów świata ale kino!, jestem ciekawa Waszych wrażeń, mnie zaszedł za skórę i dotknął warstw dosyć głębokich, ale mam problem z polecaniem znajomym, może takich filmów nie powinno się polecać normalnym ludziom w grudniu? :)

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 15 gru 08, 11:56

polecam tekst Felisa o "Liverpoolu" i wywiad z Alonso w GW:

http://wyborcza.pl/1,75475,6058374,Zimn ... nista.html

mam wątpliwości, czy Tsai Ming-lianga można nazywać minimalistą, dla mnie on jest niezwykle bogaty, i fabularnie i formalnie, w porównaniu, to zupełnie inne kino niż Alonso

Avatar użytkownika
Querelle
 
Posty: 874
Na forum od:
24 gru 04, 4:26

Post 20 gru 08, 22:36

aszeffel napisał(a):niebawem wejdzie do kin nowy Alonso (12.12), część z Was go już na pewno widziała podczas festiwalu filmów świata ale kino!, jestem ciekawa Waszych wrażeń, mnie zaszedł za skórę i dotknął warstw dosyć głębokich, ale mam problem z polecaniem znajomym, może takich filmów nie powinno się polecać normalnym ludziom w grudniu? :)

Poleciłem "Liverpool" dwóm przyjaciółkom. I tak: jedna film odrzuciła, druga była wręcz zachwycona. Myślę, że jak na kino tak skrajnie odmienne od tego, co można obejrzeć w ciągu roku na ekranach, wynik można uznać za bardzo dobry.

Alonso potwierdził po raz kolejny, że jest bezsprzecznym geniuszem, wizjonerem współczesnego kina. Scena, w której widzimy Farrela po raz ostatni, kiedy to znika z krajobrazu pełnego oczyszczającej bieli, jest dla mnie potęgą kina, jego ekstremum. Dawno nie widziałem tak porażająco pięknego pożegnania ze światem i bliskimi przed aktem samobójczym.

"Liverpool" widziałem, jak do tej pory, dwa razy (na krakowskiej Off Camerze, potem na Filmach Świata Ale kino! razem ze wspomnianmymi wyżej paniami) i z przyjemnością obejrzę po raz kolejny, gdy tylko jedna jedyna dostępna kopia dotrze do mego miasta (podobno w połowie stycznia).

aszeffel napisał(a):mam wątpliwości, czy Tsai Ming-lianga można nazywać minimalistą, dla mnie on jest niezwykle bogaty, i fabularnie i formalnie, w porównaniu, to zupełnie inne kino niż Alonso

Zgadzam się, zwłaszcza, jak przypomnimy sobie "Kapryśną chmurę" czy "Dziurę". Jedynie chyba "Goodbye, Dragon Inn" formalnie przypomina nieco perełki twórcy "Fantasmy".

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 21 gru 08, 18:11

Z Alonso to jest tak, jak napisał Janusz Wróblewski w Polityce (zbieram teraz recenzje tego filmu, bo bardzo mnie interesuje odbiór), że całą tę historię każdy musi sobie ułożyć sam i że to jest zarazem wada i zaleta. Ja to traktuję jako zaletę. A kino zwykle nas rozleniwia. Kinu, zależy na tym, żeby nas wessać. Jak już jesteśmy w środku, mamy poddawać się nastrojom, śledzić fabułę, doznawać przyjemności. Jak tej powinności nie dopełnimy, zmarnowany czas.

Kiedy o tym myślę, zawsze przypomina mi się Dominik Lejman, malarz, który „maluje” freski-wideo do oglądania przy dziennym świetle. On się przyznaje do lęku przed tym somnambulicznym wessaniem. I mówi, że za nic by się nie dał zamknąć w ciemnej sali z oknem na fikcyjny świat. A Alonso zostawia jednak miejsce, wyjątkowo dużo miejsca nam widzom, na jakąś - mimo ciemności i somnambulicznego statusu – ruchliwość, na jakieś światło. To układanie fabuły, wymyślanie motywacji, zgadywanie myśli, przepowiadanie przyszłości.

Ja akurat nie wróżyłam Farrelowi samobójstwa. W moich oczach on jest zbyt... hmm... osadzony w rzeczywistości, wplątany w taki kierat codzienności, codziennej walki o przetrwanie, mimo że to jest walka mało spektakularna, to nie jest widowiskowa walka na miecze. On ma jednak w sobie instynkt samozachowawczy. Nie poprosiłby o pomoc, ale nie popełniłby samobójstwa, tak mi się wydaje. Jakby w tym świecie nie było miejsca na ostateczne gesty. To byłoby zbyt dramatyczne, fikcyjne, wymyślone. W świecie Alonso.

No i trochę mnie drażni to szufladkowanie: „Dla koneserów kina rozsmakowujących się w powolnym, usypiającym rytmie będzie to dobra okazja do przemyślenia słabości pewnych ludzkich zachowań – pisze Wróblewski - Dla pozostałych niestety stracony czas. Na szczęście film trwa tylko 85 minut”.

Ja naprawdę nie czuję się jakimś sennym koneserem :) Ale widzę, jak bardzo znowu okazuje się, że podstawowym napięciem współczesności jest czas i nasz do niego stosunek, nasze czasu odczuwanie i wypełnianie. Czas, czas i jeszcze raz czas.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 sty 09, 12:03

Witam, niestety nie widziałem jeszcze "Liverpoolu" ale "Los Muertos" to dla mnie największe odkrycie od 10 lat, albo i wiecej, i nie chodzi mi konkretnie o ten film, ale o zaprezentowaną w nim koncepcję sztuki filmowej. Niezwykle ciekawą obserwcją moją jest, że osoby, które nie doznają satysfakcji oglądając filmy Alonso skłonne są do przewidywania negatywnych znaczeń zakończeń jego filmów. Mówię tak na przykładzie "Los Muertos" i reakcji moich znajomych podczas festiwalu w Cieszynie. "Mecząc" sie na filmie odczytywali świat przedstawiony w nim w barwach ultrapesymistycznych, skrajnie negatywnych, a samo zakończeniu odbierali jako proroctwo zbliżającej się katasrofy (chociaż jednostkowej - bo w "Los muertos" Alonso koncentruje się na "atomowym" doświadczeniu). I wydaje mi się, że jest to właściwy trop analizy filmów Alonso: istnieje jakaś wewnętrzna, immanentna spójność pomiędzy rodzajem losów bochaterów, a stylem samym filmów, istnieje nawet rodzaj dialogu pomiedzy działaniami bohaterów (losami), a "światem stylu filmowego". Działania bohaterów mają świadomość filmową i na odwrót - styl jest podporządkowany życiu bohaterów. Dlatego tak długo trwa pisanie scenariuszy tych filmów, które potem wydają się afabularne - bo Alonso jest alchemikiem, które stara się "odkrywać coś" , a nie "kreować". Wsłuchuje się, a nie mówi. Nie jest panem i władcą, ale sługą obrazu.

No to mnie poniosło... Wystarczy...


Powrót do O filmach na dużym i małym ekranie