24 lis 15, 15:04
To parę (może trochę więcej) słów też ode mnie. To był pierwszy mój festiwal, w czasie którego obskoczyłem obie edycje (warszawską i wrocławską). Niestety nie widziałem Siti (jedyny pokaz był we wtorek), a miałem ochotę. Poziom, zgadzam się, bardzo przeciętny (choć akurat z wrocławskiej edycji byłem bardziej zadowolony niż z zeszłorocznej). Kilka rzeczy mi się jednak podobało i o nich na początek:
Po pierwsze: Naoko Ogigami, czyli Kot do wynajęcia i Okulary. Bardzo fajne kino, które pod pewnymi względami przypomina to, co robią niezależni Amerykanie (bo to trochę dla szerokiej publiczności, a trochę dla koneserów), ale w Ameryce raczej nie miałoby prawa powstać, bo minimalistyczne, czasem surrealistyczne. W dodatku w bardzo własnym, indywidualnym stylu autorki, a własny styl to ostatnie, na co niezależni Amerykanie się porywają. Bardzo ciepło i niegłupio mówiące o samotności i potrzebie poszukiwania własnej drogi w życiu. Szkoda tylko, że Okulary szły z takiego czegoś, co jakością przypominało wyłącznie dvd.
Po drugie: Dotyk zen. Filmu Kinga Hu nie widziałem wcześniej - i dobrze. Bo to przede wszystkim radość dla oczu, którą kiepska kopia kompletnie by popsuła. Najwspanialsza pod tym względem jest końcówka ze wspaniałą grą światłem w scenie w lesie, a potem wariująca kompletnie w zdjęciach negatywowych, prześwietlonych itp. No i to jedyny w swoim rodzaju kawałek buddyjskiej filozofii wyłożonej w postaci filmu sztuk walki. Innych filmów wuxia nie miałem okazji obejrzeć ani w Wawie, ani we Wrocławiu.
Po trzecie: 0.5 mm. Nie jest to film wybitny, ale dobry na pewno (i najlepszy z obejrzanych przeze mnie filmów konkursowych). Nie zgadzam się przy tym z uzasadnieniem nagrody dokonanym przez jury. Z filmem mam problem trochę podobny jak z Pożegnaniami Takity - również bardzo cenionymi w samej Japonii (i nie tylko), i również prezentującymi (obok wątków poważnych) poczucie humoru, którego w żadnym razie nie nazwałbym wyrafinowanym. Wręcz przeciwnie - to był humor często dosyć toporny, cokolwiek sitcomowy, a ci wszyscy przerysowani staruszkowie działali mi zwyczajnie na nerwy. W jakiejś recenzji, którą czytałem przed festiwalem, ktoś napisał, że bez zakończenia (na które autorka najwyraźniej nie ma pomysłu) byłby to interesujący film rozrywkowy. Otóż kompletnie się nie zgadzam. Byłby to bardzo przeciętny film rozrywkowy, który trzymałby się jako tako wyłącznie dzięki świetnej roli Sakury Ando. Dla mnie dopiero ostatnia 1/3 (poważna i cokolwiek dziwna) filmu zrobiła z niego film naprawdę interesujący, i przez skontrastowanie wcześniejszych wątków podstarzałych dzieci z wątkiem kobiety, która w obronie przed im podobnymi musi się wyrzec swojej seksualności (nie mogąc jednocześnie spełnić oczekiwań, jakie są wobec niej jako mężczyzny), i przez zrównoważenie wcześniejszych kpin pewną dozą patosu. Poza tym podobały mi się bardzo zdjęcia, korzystające bardzo mocno z wzorców wziętych z klasycznego kina japońskiego (tego spod znaku Ozu i Mizoguchiego).
W miarę podobały mi się jeszcze Kopalnie jadeitu Midiego Z, bardzo ładnie zrealizowane w długich ujęciach, prezentujące problemy swoich bohaterów w dużej mierze przez formę pełną powtórzeń. Trochę brakowało głębi w przedstawieniu problemu, ale zdecydowanie nie było źle. No i Ojciec, syn i inne historie, mimo że ten film mnie rozczarował (bo poprzednie dzieło reżysera było zdecydowanie lepsze), był jak dla mnie całkiem w porządku. Miał bardzo ładne zdjęcia i przekazywał sporo z tego, co przekazać chciał. Prawda jednak, że to przypadek filmu, który, chcąc pokazać zagubienie głównego bohatera, często gubi też widza w pomieszaniu różnych wątków i różnych, niekoniecznie pasujących do siebie, nastrojów.
Na koniec o rozczarowaniach, którymi po trosze były wszystkie pozostałe filmy. Nie zgadzam się, że akurat Krokodyl był taki zły. Bardzo cierpiał z powodu braku zdecydowania twórców, co chcą nakręcić: czy film wpisujący wydarzenia gdzieś z nagłówków gazet w mitologię, wierzenia miejscowych (tego było najbliżej), czy dokumentalną rejestrację życia biednej ludności z jakiegoś dalekiego zakątka Filipin, czy może film interwencyjny (tylko w jakiej sprawie?), który sugerowały wstawki z rzeczywistymi bohaterami historii. Mimo wszystko dla mnie to raczej przeciętniak, a nie niewypał. Podobnie Cień za księżycem, który ma fajne zdjęcia i kilka ciekawych przewrotek, tylko forma przypominająca teatr telewizji męczy, a przewrotek jest o kilka za dużo, przez co z czasem robią się zupełnie mechaniczne, jest trochę poniżej przeciętnej, ale na pewno nie beznadziejny. Filmem, który mnie natomiast rozczarował najbardziej, było dzieło Mipo O Tylko tam pada światło. Jeśli to miałby być japoński film roku, to z japońską kinematografią musi być naprawdę źle (skądinąd wiem, że to nieprawda). Niby jest to zrealizowane profesjonalnie (w odróżnieniu od takiego np. Ostatniego aktu), ale ile można oglądać użalania się nad naszymi biednymi bohaterami? Gdyby chociaż ten film bronił się rozwiązaniami stylistycznymi albo głębią w opisie problemów bohaterów. Nic z tych rzeczy, taka bezpłciowa, sentymentalna czarnucha.
Ostatnio edytowano 24 lis 15, 22:52 przez
Grzes, łącznie edytowano 1 raz