12. Docs Against Gravity Film Festival

Festiwale, przeglądy, retrospektywy. Zapowiedzi. Wasze wrażenia.
Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 18 mar 15, 14:28

W oczekiwaniu na ogłoszenie programu tegorocznego festiwalu można przeczytać interesującą rozmowę z Arturem Liebhartem.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 15 kwi 15, 23:14

A na (nowej) stronie festiwalu http://www.docsag.pl pojawia się stopniowo program (równolegle edycja warszawska i wrocławska). Wygląda na to, że, jak zwykle, część najciekawszych filmów pojawi się tylko w Warszawie (nowy Geyrhalter na przykład, ale nie tylko, np. bardzo chciałbym (bardziej niż gros tych anonsowanych we Wrocławiu) obejrzeć Bananowe naleśniki w krainie kleistego ryżu, Gościa czy Sen Słonia, ale to, zdaje się, tylko w Wawie - ech). Z drugiej strony już w tej chwili program jest obszerny i poza dokumentami zawiera też np. (nagrodzone w Wenecji) Białe noce listonosza Konczałowskiego. Nie wiem, kiedy lista filmów będzie ostateczna (strona nic o tym nie wspomina), ale chyba już warto tam zajrzeć.

Poza tym - w objazdowej wersji festiwalu (Weekend z DocsAG) pojawia się zwycięzca sprzed roku, czyli Jesteśmy waszymi przyjaciółmi Huberta Saupera - może jest jeszcze szansa na pojawienie się tego filmu w kinach w regularnej dystrybucji (pozostałe filmy w zestawie to wyłącznie pozycje z katalogu dystrybucyjnego AG)?

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 27 kwi 15, 22:51

Czy ściągają Wam się te pdf-y ze strony http://docsag.pl/program/ ? Szkoda, że zmienili layout strony. Poprzedni miałem opanowany, a teraz trzeba się uczyć na nowo.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 27 kwi 15, 23:05

Tylko program festiwalu. Pozostałe nie.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 8 maja 15, 22:46

Kilka słów o pierwszych obejrzanych filmach.

O tych, którzy płoną to dokument artystyczny, czyli coś co powinno zainteresować nowohoryzontowych widzów. Problem jednak w tym, że gdy pokazywane są w filmie zdjęcia z życia nielegalnych imigrantów (oni są bohaterami filmu) to jest całkiem ciekawie, a gdy wchodzą elementy artystyczne, to robi się słabo. Oczywiście, wielu może się ten film podobać i bynajmniej nie chciałbym nikogo zniechęcać, ale dla mnie pływająca po mieście kamera (a właściwie robiąca salta i fikołki) oraz narracja z offu ("Gdzie jestem?" "Co teraz pocznę" "O Boże") były zbędne i irytujące, a dokument byłby dużo lepszy bez nich. [3/6]

Wizyta Madsena to kolejny ciekawy pomysł na niesztampowe podejście do dokumentu, jego przedmiotem jest bowiem zdarzenie, do którego nie doszło, czyli spotkanie Ziemian z Obcymi. Pomysł wydaje się niezły - naukowcy i politycy mówią o ewentualnych procedurach takiego spotkania, możliwym jego przebiegu itp. Tyle tylko, że okazuje się, że w gruncie rzeczy nie ma o czym mówić (nie ma procedur, nie wiadomo jak wyglądałoby to spotkanie), więc zamiast oglądać film lepiej poczytać Lema (np. Głos Pana). [3/6]

Citizenfour to dokument o Edwardzie Snowdenie. W sensie filmowym bardzo klasyczny, by nie powiedzieć sztampowy (jedyną ciekawostką jest to, że większość filmu nakręcono zanim o Snowdenie usłyszał świat), ale jego tematyka jest na tyle fascynująca, że forma nie ma znaczenia. [4/6]
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 9 maja 15, 14:36

Przyznam szczerze, że szczególnie na Wizytę bardzo liczyłem. Reżyser wcześniej zrobił świetne Jądro wieczności - film o zderzeniu biurokracji z koniecznością myślenia wizjonerskiego i to było bardzo ciekawe. Tylko że dotyczyło energii atomowej i perspektywy kilkuset lat. W sumie więc temat nowego filmu Madsena nie zaskoczył mnie, pasuje do obszaru poszukiwań reżysera. Filmu jeszcze nie widziałem. Jestem trochę zaskoczony tym co relacjonujesz, bo przecież pisarze i reżyserzy musieli się zmierzyć niejednokrotnie z hipotetyczną sytuacją nawiązania kontaktu. Biurokratyczną bezradność w wielu opowiadaniach przewidywał Dick, Lem wskazywał na brak interoperacyjności fizyko-chemicznej poszczególnych światów i wynikające z tego trudności. Najciekawiej, opierając się na przesłankach racjonalnych, myślał o tym Carl Sagan (vide Kontakt). Osobiście nie che mi się wierzyć, żeby Amerykanie nie mieli jakiejś rady do spraw kontaktów pozaziemskich skoro utrzymują program SETI.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 9 maja 15, 23:51

Pierwszy dzień festiwalu za mną. Widziałem trzy filmy i z wszystkich jestem zadowolony.

Izraelskie Zakazane głosy o wojnie sześciodniowej zestawiają ze sobą radosne propagandowe piosenki oraz kroniki filmowe i materiały telewizyjne z tamtego okresu z nagranymi tuż po zakończeniu wojny relacjami niedawnych żołnierzy. Ich wypowiedzi to właśnie te tytułowe "zakazane głosy" - tak bardzo odbiegają od oficjalnej izraelskiej narracji, że tuż po wojnie zabroniono publikacji 70% z nich. Bohaterowie mówią o okrucieństwach wojny, o swoim wstręcie do wojny, która z obronnej (czyli słusznej) przerodziła się w agresję, o traktowaniu cywilów arabskich, które wielu z nich przypominało holokaust, o bezsensie (w ich rozumieniu) walki o monumenty, symbole, skoro ziemi, o którą walczyli nie zamieszkiwali już Żydzi. Głównym ich odczuciem jest wstyd. Film umiarkowanie oryginalny (choć "milczące głowy", tzn. ludzie filmowani jak przy wywiadach, ale w trakcie słuchania swoich wypowiedzi sprzed lat, pewnie za oryginalne mogą uchodzić), ale solidnie zrobiony i dający do myślenia (tylko te polskie napisy...). [4/6]

Profil: Amina puszczony w gorszej jakości (z Blu-raya chyba), ale z filmów dzisiejszych najlepszy. O rzeczach na styku świata wirtualnego i rzeczywistego. Pod względem formalnym niekoniecznie zachwyca - dużo gadających głów, ilustracje fragmentów, w których prezentowane są wyimki z maili/chatów czy czegoś podobnego czasem są nieudane. Zachwycają natomiast dwie inne rzeczy: to, jak sprawnie udało się poprowadzić narrację, tworząc rodzaj dokumentalnego thrillera, oraz (co wydaje się trudne do połączenia z pierwszym) mnogość tematów i refleksji poruszonych w filmie. Przede wszystkim jest to o przewadze fikcji o pozorach rzeczywistości nad tą ostatnią - to właśnie ta pierwsza przykuwa uwagę mediów, nawet jeśli coś bardzo podobnego dzieje się 'w realu'. Ale też o tym, jak wiele nierzeczywistości jest w rzeczywistości wirtualnej, o wirtualnych kontaktach, które kaleczą prawdziwe uczucia, itd. Wszystko bez oczywistych odpowiedzi. [4.5/6]

Na koniec obejrzałem O mężczyznach i wojnie, czyli zasadniczo zapis sesji terapeutycznych dla pewnej grupy weteranów wojny w Iraku z zespołem stresu pourazowego. Ta główna część jest udana - z jednej strony bohaterów poznajemy na tyle blisko, że przywiązujemy się do nich, z drugiej dowiadujemy się wiele o sytuacjach, z którymi muszą się mierzyć i przyczynach ich problemów. W dodatku filmowane było to przez 5 lat, i to czuć. Kłopoty zaczynają się, gdy reżyser próbuje włączyć w narrację ich prywatne historie, dotyczące rodzin - to wszystko zrobione jest na tyle nieudolnie, że w szczerość deklaratywnych dialogów nie sposób uwierzyć, a momenty wprowadzenia do narracji tych przerywników wydają się bardzo mechaniczne - nie wydają się służyć pogłębieniu naszej wiedzy o bohaterach, a jedynie wprowadzeniu jakiegoś tematu, który następnie pojawi się w tej czy innej formie na terapii. Mimo wszystko całość się broni. [3.5/6]
I drobna uwaga dla tych, którzy się jeszcze wybierają na ten film: trwa 142 minuty, a nie 104, jak jest napisane na stronie.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 maja 15, 1:52

U mnie dzisiaj cztery filmy były oglądane. Żaden nie okazał się słaby, poziom wyrównany.

Najpierw Winobranie - film francuski, którego bohaterami jest grupa osób zatrudnionych do prac sezonowych w winnicy. Są to osoby w różnym wieku i różne są także ich motywacje żeby pracować przy uprawie winorośli, jednak przeważają osobowości refleksyjne, wrażliwe, poszukujące w życiu głębszych wartości czy choćby oderwania się na kilka tygodni od codziennej wielkomiejskiej rutyny. Reżyser koncentruje się na rozmowach i relacjach jakie mają miejsce podczas pracy, a także portretuje wybrane osoby (wywiady, refleksje) w ich już prywatnych okolicznościach. W efekcie otrzymujemy bardzo sielankowe obrazy wspólnej pracy. W rozmowach zaś objawiają się zarówno współczesne problemy społeczne jak i westchnienia do czasów powojennej prosperity. Subtelnie prowadzona narracja nie pozwala jednak wpadać filmowi w ton publicystyczny. Szerokoekranowe zdjęcia wzmacniają nastrój wolności i spokoju, szkoda tylko, że film nie został nakręcony na taśmie 35 mm. [3.75/6].

Przełamany krajobraz - film szwajcarski (zrealizowany ze wsparciem samego Mettlera), którego tematem jest płot odgradzający USA i Meksyk. Twórcy przedstawiają różne postawy mieszkańców terenów przygranicznych po amerykańskiej stronie ogrodzenia (właściciele domów, hodowcy bydła, lokalni aktywiści), poznajemy także opinie osób zawodowo związanych z ochroną granicy i nielegalnymi imigrantami (strażnicy, kryminolodzy itp.). Mimo wydawałoby się ogranego tematu film nie jest przewidywalny i z minuty na minutę wciąga coraz bardziej (kolejni bohaterowie prezentuje coraz to nowe informacje i perspektywy). A wszystko to dzieje się w scenerii arizońskiej pustyni, której melancholię wzmacniają pojawiające się od czasu do czasu poetyckie ujęcia znane z filmów Mettlera (efekty świetlne, faktury powierzchni) opatrzone ambientową muzyką. Całość sfotografowana bardzo eleganckimi i spokojnymi kadrami. [4/6]

Najbardziej zaskakującym filmem okazał się belgijski Sen słonia, który dzieje się w Demokratycznej Republice Konga. Celem reżysera, jak przyznał w rozmowie po seansie, było uzupełnienie dotychczasowych narracji na temat Konga (wojna, polityka itp.) o perspektywę społeczną. Film posiada trojga bohaterów (kobietę pracującą na poczcie, strażnika stacji kolejowej oraz strażaka), których łączy to że ich pracodawcą jest państwo, co w tamtejszych warunkach oznacza m.in. wielomiesięczne zaległości w otrzymywanych pensjach. Za pomocą niezwykle sugestywnych obrazów reżyserowi udaje się oddać atmosferę słabości państwa. Odsłuchiwane z offu wywiady z bohaterami stanowią jakby w kontrapunkcie zapis stanu społecznej świadomości, w którym nastroje apatii i rozgoryczenia mieszają się z nastrojami frustracji i buntu. Jednym ze środków do wyrażania tych emocji jest ironia objawiająca się zarówno w wypowiedziach bohaterów jak i uchwyconych postawach, co w odbiorze wprowadza do filmu poetyckie i gorzkie zarazem poczucie humoru. [4.25/6]

Zmylił mnie nieco opis amerykańskiego filmu Rzemiosło czyni artystę, ponieważ spodziewałem się że będzie to portret prominentnego fałszerza, stawiający pytania o granicę sztuki. Tymczasem otrzymujemy portret ekscentryka którego bardziej zdaje się interesować akt performatywny związany z oszukiwaniem muzeów niż sam proces podrabiania dzieł (zresztą traktowany dosyć nonszalancko). Jego postawa wpisuje się świetnie w strategie postmodernistyczne, gdyż prostymi środkami ujawnia jakieś niedoskonałości i pęknięcia w mechanizmach dobrze wydawałoby się funkcjonującego świata. Był tutaj oczywiście temat na większy film gdyż niezwykle barwna jest osobowość bohatera, ale wówczas ten portret musiałby zostać szerzej poprowadzony (np. wątek leczenia psychiatrycznego, wątek sądowy, wątek rodzinny itp.). Film opowiedziany został w bardzo lekkim stylu (momentami sprawiając nawet wrażenie mockumentu). [3.75/6]
Ostatnio edytowano 10 maja 15, 23:32 przez tangerine, łącznie edytowano 3 razy

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 10 maja 15, 12:39

tangerine napisał(a):Przyznam szczerze, że szczególnie na Wizytę bardzo liczyłem. [...] Jestem trochę zaskoczony tym co relacjonujesz, bo przecież pisarze i reżyserzy musieli się zmierzyć niejednokrotnie z hipotetyczną sytuacją nawiązania kontaktu. Osobiście nie che mi się wierzyć, żeby Amerykanie nie mieli jakiejś rady do spraw kontaktów pozaziemskich skoro utrzymują program SETI.


Przede wszystkim większość rozmówców jest z Europy, a nie USA. Jakieś szczątkowe procedury istnieją i są pokazane (jest np. specjalna agenda ONZ), ale rzecz w tym, że nie jest to specjalnie ciekawe, bo co ciekawego można powiedzieć o kontakcie, o którym wiadomo tyle, że zupełnie nic nie wiadomo? Ale obejrzyj, może bardziej Ci się spodoba.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 10 maja 15, 23:36

Dziś zestaw "wenecki", tzn. filmy nagrodzone w zeszłym roku na festiwalu w Wenecji.

Scena ciszy Oppenheimera to taki rewers Sceny zbrodni - film mówiący niby o tym samym, ale z innej perspektywy i (w dużej mierze) innej formie. Tym razem patrzymy głównie z punktu widzenia ofiary, a raczej jej rodziny. Reżyser wysyła brata zamordowanego do jego oprawców, tworząc mu swoją obecnością swoistą ochronę, gdy ten wypytuje katów o wydarzenia sprzed lat, usiłując wykrzesać z nich choć odrobinę skruchy. Nic takiego się nie udaje - zbrodniarze albo są dumni z tego, co zrobili, albo tuszują swój dyskomfort wykrętnymi odpowiedziami i próbami zastraszenia. Jednocześnie obserwujemy rodzinę bohatera - matkę, wciąż żyjącą śmiercią syna pół wieku temu oraz wiekowego ojca, który (szczęśliwie?) o wszystkim już zapomniał i myśli, że ma 16 lat. Film bardzo przygnębiający - pozbawiony nawet tej odrobiny optymizmu, która pojawiała się w finale filmu poprzedniego (chyba że za taką uznać reakcje dzieci oprawców). Jeśli chodzi o formę, to nie rezygnujemy z wielowarstwowej struktury, choć tu film w filmie (relacje dawnych oprawców ze swoich zbrodni) nie odgrywa już tak wielkiej roli - nie ma przede wszystkim żadnej siły sprawczej. Forma jest dużo spokojniejsza, i to naturalnie wynika tutaj z przyjętej perspektywy. Te (bardzo piękne wizualnie) 'pillow shots' jak u Ozu, te obrazy milczącego bohatera, oglądającego relacje oprawców brata, te cichej, bolesnej egzystencji rodziców - to wszystko świat widziany z perspektywy ludzi, którzy chcieliby wykrzyczeć swój ból, ale nie mają takiej możliwości, zakneblowani przez otoczenie. [5/6]

Białe noce listonosza Konczałowskiego, jak rozumiem, miały być o Rosji prowincjonalnej, pogrążonej w marazmie i pijaństwie, nie zauważającej nawet niebezpieczeństwa, jakie grozi również jej samej ze strony własnego, agresywnego państwa. Jeśli tak, to dobrze by im zrobiło, gdyby to był pełnowymiarowy dokument zamiast fabularno-dokumentalnej hybrydy, jaką stworzono. Warstwa fabularna do tak pomyślanej treści wnosi niewiele - to leciutki komediodramat, przeciętnie zresztą ciekawy, przeciętnie śmieszny, nijaki pod względem dramaturgicznym. Mogło być dużo bardziej interesująco. Na plus świetne zdjęcia i dobrze poprowadzeni naturszczycy. [3.5/6]
Ostatnio edytowano 11 maja 15, 11:20 przez Grzes, łącznie edytowano 2 razy

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 11 maja 15, 0:17

Też widziałem dzisiaj Scenę ciszy i film zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Właściwie takiego filmu oczekiwałem gdy Oppenheimer opowiadał światu historię indonezyjskiego ludobójstwa w Scenie zbrodni. Wydawało mi się wówczas dziwne pominięcie perspektywy ofiar, ale jak dzisiaj słusznie zauważył reżyser po projekcji, nie mogło być inaczej. Gdyby realizował te filmy w odwrotnej kolejności - drugi film by nigdy nie powstał. Warto również podkreślić iż Scena ciszy została nakręcona przed premierą Sceny zbrodni, gdyż reżyser już przewidywał że będzie miał problemy z powrotem do Indonezji więc można te filmy traktować jako jeden projekt. Obecnie reżyser nie ma prawa wjazdu do Indonezji, chociaż jego filmy odbiły się echem w mediach indonezyjskich, więc zaklęty krąg milczenia został przynajmniej naderwany. W mojej opinii Scena ciszy oddziałuje emocjonalnie bardziej niż pierwszy film, między innymi ze względu na głównego bohatera, który jest nośnikiem emocji widzów. Kameralna formuła filmu (koncentracja na jednostkowym doświadczeniu, narracja wokół bohatera i jego rodziny) zostawia miejsce na refleksje natury filozoficznej i politycznej (Azja Pld-Wsch jako poligon doświadczalny starcia ideologicznego). Oprawcy bronią swoich czynów niejako z aktualnej perspektywy, nie tylko podtrzymując argumenty sprzed 40 lat ale również wciąż żywe przywiązanie do ideologii która stała za tymi zbrodniami. W ich postawach nie następuje żadna refleksja krytyczna odnośnie oceny zdarzeń, wydaje mi się zresztą że ich zgoda na występ w filmach mówi sama za siebie. W końcu jednak procedura filmowa Oppenhaimera doprowadza do tego, że jeden z antybohaterów jego filmu prosi o zaprzestanie zadawania pytań, a synowie jednego z oprawców proszą o wyłączenie kamery. Dopiero konfrontacja z bratem ofiary powoduje, że niektórzy zaczynają doświadczać niewiarygodności narracji która usprawiedliwiała to piekło w którym uczestniczyli. [5.5/6]

Obejrzałem jeszcze Demokratów (film duński o Zimbabwe) który opowiada historię dwóch polityków przeciwstawnych obozów politycznych oddelegowanych do pracy przy tworzeniu konstytucji Zimbabwe, która miałaby stanowić ramy dla demokratycznych przemian. Film kręcony na przestrzeni 3 lat w trakcie których obserwujemy jednocześnie zderzenie interesów politycznych obozu rządzącego i opozycji oraz zderzenie osobowości dwojga antagonistów. W tle marionetkowa postać dyktatora (nie wiem czy sam bierze prochy czy ktoś mu dosypuje bo jego wystąpienia to czysty surrealizm) oraz zacofany kraj będący łakomym kąskiem dla interesów innych krajów (Chiny). Z mojej perspektywy jednak ten film daje się również odczytywać jako uniwersalne studium mechanizmów politycznych z uwzględnieniem wpływu mediów. Obaj protagoniści rozgrywają jednocześnie własne kariery i to nadaje temu filmowi dynamiczny wymiar. Odniosłem zresztą wrażenie, że reżyserka i sam projekt filmowy jest od początku wykorzystywany do własnych celów przez obu bohaterów. Odbiorowi filmu nie służą jednak panoramiczne zdjęcia, gdyż oparty został na wywiadach i dialogach realizowanych w zamkniętych pomieszczeniach i samochodach. Lepiej by tutaj zadziałał klasyczny format telewizyjny. [3/6]
Ostatnio edytowano 11 maja 15, 14:40 przez tangerine, łącznie edytowano 13 razy

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 11 maja 15, 13:39

Ja też widziałem Scenę ciszy. Film robi równie duże wrażenie jak kręcona równolegle, a pokazana wcześniej, Scena zbrodni. Perspektywa rodziny ofiary daje filmowi większy ładunek emocjonalny. Największym szokiem pozostaje to, że rodziny nie walczą o żadną zemstę, czy odszkodowanie, a jedynie o to, żeby morderstwa wreszcie zacząć nazywać po imieniu. Jak na razie dominuje bowiem podejście odwrotne - sprawcy chwalą się swoimi bestialskimi mordami i są traktowani jak bohaterowie. Pierwszy film rozpoczął wreszcie jakąś publiczną debatę na ten temat w Indonezji, ale w Scenie ciszy nie ma jeszcze jej śladu, zdjęcia nakręcono bowiem kilka lat temu. [5,5/6]

W piwinicy - tak nazywa się najnowszy film Ulricha Seidla, ale tak nazywać mógłby się niemal każdy jego film, wyciąganie na światło dzienne ludzkich słabości i sekretów jest bowiem od początku sednem twórczości austriackiego reżysera. Widzów, którzy nie mają doświadczenia z kinem Seidla, trzeba ostrzec - film jest miejscami hard-corowy. Tych, którzy Seidla znają, W piwnicy nie powinno zaskoczyć, aczkolwiek niektóre sceny są naprawdę mocne, mam tu w szczególności na myśli bardzo dosadnie pokazane sceny "igraszek" sado-maso. [4/6]
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 11 maja 15, 23:49

Po dwóch dniach tłustych dziś dzień chudy. Obejrzałem trzy filmy. Żaden nie był zły, ale też żaden się wyraźnie nie wyróżniał.

Globalna wioska zakupów nie jest odkrywcza ani pod względem formalnym ani jeśli idzie o treść. Jest natomiast solidna, bogata w informacje i uczciwa. Głosem wielu różnych osób związanych w jakiś sposób z wielkimi centrami handlowymi (z wskazaniem na jedno konkretne w Austrii) - od projektantów i dyrektora jednego z nich po zatroskanych urbanistów i lokalnych aktywistów walczących przeciw nim - mówi o mechanizmach ich powstawania i ekspansji oraz negatywnych skutkach tych procesów. A te to przede wszystkim umieranie tradycyjnych centrów miast (i to niezależnie od tego, czy obiekty tego rodzaju powstają w centrum właśnie czy na obrzeżach). Można obejrzeć, ale film festiwalu to na pewno nie będzie. [3/6]

Powyżej/poniżej - najlepszy z dzisiejszych filmów, o ludziach z własnej woli mieszkających w miejscach nieprzyjaznych: w kanałach przeciwdeszczowych Las Vegas, w opuszczonym bunkrze na pustyni, w pustynnym ośrodku przygotowań do lotu na Marsa. O bohaterach, ich życiu i motywacjach dowiadujemy się sporo, i jest to całkiem ciekawe. Reżyser ma jednak większe ambicje, których do końca nie udaje się spełnić. W założeniu film ma być transowy, poetycki, co udaje się osiągnąć jedynie tu i ówdzie (choć zdjęcia i muzyka są raczej bez zarzutu). No i film wydaje się trochę za długi. [3.5/6]

Nadejdą lepsze czasy o ludziach żyjących na podmoskiewskim wysypisku na samym początku filmu nakierunkowuje się na jedną, konkretną bohaterkę - niejaką Julę, dziesięciolatkę, którą później obserwujemy (z przerwami) przez następne 14 lat. Miejsce filmowania, czas realizacji - to zasługuje na najwyższe uznanie. Gorzej że Jula nadmiernie ciekawą bohaterką nie jest, a jej perypetie układają się w rodzaj krzepiącej bajki. To, co dostajemy, to taki dokument popularny, rozczarowująco bliski dokumentalnym telenowelom. W dodatku o tle tej historii dowiadujemy się zaskakująco mało, i głównie rzeczy, których moglibyśmy się spodziewać. [2.5/6]

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 12 maja 15, 10:44

Grzes: Nadejdą lepsze czasy od razu wyczułem i pominąłem mimo że film był zapowiadany jako jeden z tych ważnych. Sam temat mnie po prostu odstraszył, nie byłbym w stanie jako filmowiec biernie obserwować takiej sytuacji. To jest może temat na reportaż interwencyjny, a nie na "cinema verite". Kino dokumentalne wbrew temu co się mówi jest obecnie "na zakręcie". Brakuje takich postaci jak Werner Herzog, a więc reżyserów którzy filmują świat poprzez własną perspektywę, nie bawią się w jakieś szukanie obiektywnej prawdy. Glawogger i Seidl mają podobne podejście - nie wierzą w realizm, chyba że z ukrytej kamery. Obaj zresztą chętnie płacą wszystkim osobom występującym w filmach.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 12 maja 15, 11:05

Szybko tylko napomknę, że też wczoraj raczej słabszy połów, nie mam czasu się teraz rozpisywać więc tylko wyliczę:
Chiny na szynach (J.P. Sniadecki) - film nakręcony przez antropologa z USA, który jednak przebywa w Chinach i zna język chiński. Z rozmów prowadzonych w pociągu wyłania się obraz modernizujących się Chin jaki znamy z wcześniejszych (imho - ciekawszych) filmów. [3/6],
Na zakręcie (Węgry) - to znowu film śledzący losy młodego chłopaka od 15 do 20 roku życia mieszkającego gdzieś na peryferiach z matką (ojciec płacący alimenty mieszka w mieście). Jest to studium braku szans na wyrwanie się z uwarunkowań, które determinują świadomość i decyzje bohatera. [3.5/6],
Zabójcza grań - film dokumentujący wyprawę holenderską na Czo Oju, koncentrujący się na psychologicznych interakcjach uczestników i w tym aspekcie jest on ciekawy. Problem w tym, że został tak dziwnie zmontowany, że w końcu nie wiem czy w czasie wyprawy ktoś zginął (raczej tak) czy to było podczas innej równoległej wyprawy. A więc zawiodły bardziej kompetencje realizacyjne niż temat. Chociaż zdjęcia momentami bardzo piękne: znakomite i majestatyczne są zwłaszcza sekwencje załamania pogody na wysokości ok. 7 tys. [3.75]
Ostatnio edytowano 13 maja 15, 9:27 przez tangerine, łącznie edytowano 2 razy

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 12 maja 15, 13:55

Wczoraj byłem na Soli Ziemi, czyli najnowszym dokumencie Wima Wendersa. Pod pewnymi względami przypomina on Pinę. Po pierwsze, na temat Wenders ponownie wybrał artystę, którego pracę ceni i któremu składa filmem coś w rodzaju hołdu. W tym przypadku jest nim brazylijski fotograf Sebastião Salgado. Po drugie, znów reżyseria nie rzuca na kolana, opowieść jest bardzo klasyczna, a wkład Wendersa nijaki. No ale, po trzecie, ponownie nie ma to aż tak dużego znaczenia, bo artysta i jego dzieło bronią się sami. Film warto obejrzeć dla fantastycznych zdjęć Salgado. [4/6]

Na Jurku nie byłem w kinie, ale widziałem w telewizji, więc może dwa słowa, dla tych, którzy się wybierają. Nie ma tu żadnych fajerwerków, szczególnie zawiedzione mogą być osoby, które liczyły na fantastyczne zdjęcia górskie. Ale to całkiem porządny dokument, co najważniejsze uczciwy wobec swojego bohatera, nie unikający poruszania bardziej kłopotliwych wątków. Rozbawienie budzą szaro-bure materiały telewizyjne z lat 70. i 80., polecam ich obejrzenie szczególnie tym, którzy tęsknią za komuną. [4/6]
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 12 maja 15, 17:45

ktoś się wybiera na Chłopaka z Fenjanu?

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 12 maja 15, 18:51

Ja raczej nie (w każdym razie jak dotąd nie kupiłem biletu). We Wrocławiu jest tylko jedna projekcja o jakiejś osobliwej godzinie. Mam nadzieję, że film trafi jednak (zgodnie z nieoficjalnymi przeciekami, do których linkował Jarek) do dystrybucji.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 13 maja 15, 9:35

Grzes napisał(a):Mam nadzieję, że film trafi jednak (zgodnie z nieoficjalnymi przeciekami, do których linkował Jarek) do dystrybucji.


To by było dobre. W ogóle program jest tak dziwnie poukładany że części filmów nie da się zobaczyć, bo się nakładają z innymi itp.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 13 maja 15, 10:21

Dwa filmy z wczoraj: pierwszy to film Z biegiem lat, z biegiem dni N. Geyrhaltera , chociaż tutaj był odpowiedzialny za zdjęcia i reżyserię, a nie za pomysł i scenariusz. Na sali było od 3-5 widzów ze mną (sic!). Film jest dziwny - na początku to wygląda na studium antropologiczne upadającej fabryki tekstyliów, w której pracują 4 osoby. Mamy wywiady z tymi osobami w miejscu pracy i zdjęcia fabryki. Rozmowy koncentrują się na temacie pracy. Wnętrza fabryki ze starymi maszynami i wystrojem z lat 50-60 wyglądają jak żywe muzeum. Nieuchronnie fabryka upada i zaczyna się jakby trochę inny film, bo reżyser koncentruje się na ludziach, ich perypetiach ze znalezieniem pracy oraz ich życiu osobistym. Podążając za bohaterami otrzymujemy coraz pełniejszą panoramę życia w gminie i trochę zamazuję się pierwotny temat. Trzeba podkreśli że ta fabryka upadła kilkanaście lat wcześniej, ale twórcy potem jeszcze 10 lat śledzili losy bohaterów. Film ma oczywiście znakomite statyczne ujęcia, jak to u Geyrhaltera, tym niemniej nie prowadzi do jakieś syntezy czy puenty. Niezwykłe jest jednak to że te trzy godziny mijają nie wiadomo kiedy. [4.25/6]

Pozytywnie zaskoczył mnie wspominany już przez Was debiutancki Powyżej/poniżej N. Steinera, który portretuje kilku amerykańskich autsajderów. Zaskakująco dobre są w tym filmie zdjęcia które świetnie pracują na rzecz treści i budują atmosferę. Film jest faktycznie długi, ale nie mam wrażania że w jakimś stopniu nudzi czy informacje się powielają w zmienionej formie. Ani przez minutę nie żałowałem że jest krótszy. Jest może jedna nadmiarowa scena z piłeczkami pingpongowymi, która mnie przestraszyła ale po niej narracja wraca do normy. Co ciekawe reżyser na początku zmontował trzy oddzielne dwugodzinne filmy na temat każdego z epizodów, a później kosztowało go dużo wysiłku żeby zmontować je w jedną narrację. No to są trudne decyzje. [4.25/6]

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 13 maja 15, 12:32

aszeffel napisał(a):ktoś się wybiera na Chłopaka z Fenjanu?


Ja :)
Ale jedyny wrocławski seans dopiero w sobotę.

tangerine napisał(a):W ogóle program jest tak dziwnie poukładany że części filmów nie da się zobaczyć, bo się nakładają z innymi itp.


Fakt, we Wrocławiu - odnoszę wrażenie - festiwal się zwija zamiast rozwijać. W poprzednich latach zajmował wszystkie cztery sale w DCF-ie, teraz tylko dwie (między piątkami a niedzielami wyjątkowo trzy), a to skutkuje tym, że niektóre tytuły - te nieliczne, które z bogatego warszawskiego programu w ogóle się przedostały do Wrocławia - pokazywane są tylko raz. I to o świetnych porach dla ludu pracującego, np. w poniedziałek o 14:00 albo we wtorek o 12:00.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 13 maja 15, 13:56

Wczoraj byłem tylko na jednym seansie, ale za to udanym. Egzotyka, erotyka, itd. to dokument artystyczny, jak zwykł pisać doktor pueblo. Obserwujemy życie załogi wielkiego kontenerowca płynącego od portu do portu, bez wywiadów z bohaterami, praktycznie bez dialogów (całkiem możliwe, że tych statków było kilka, bo, siłą rzeczy, nie było mowy o identyfikacji z kimkolwiek). W ich miejsce pojawiają się monologi starej prostytutki opowiadającej barwnie o swoich związkach z ludźmi morza (pojawia się ona także na ekranie) oraz czytane przez narratora słowa Nikosa Kavvadiasa - poety-marynarza. Wbrew temu, co napisane jest w opisie na stronie festiwalu, stanowią one raczej kontrapunkt do oglądanego obrazu życia marynarzy, które wydaje się bardzo proste, nudne, powtarzalne i samotne - pozbawione romantycznej aury, którą mu się przypisuje. Nawet drobne rytuały, które tu i ówdzie się pojawiają, wydają się służyć wyłącznie zabiciu czasu - pozbawione są jakiejkolwiek głębi. Zestawiając te dwie nieprzystające do siebie wizje ludzi morza reżyserka zdaje się pytać, skąd biorą się te wszystkie romantyczne wyobrażenia: z samotności ludzi, którzy nigdzie nie czują się u siebie, z potrzeby bliskości, którą tłumią przez miesiące spędzone w wyłącznie męskim towarzystwie i rozładowują dopiero w ramionach prostytutek? Dodajmy, że robi to z dużą konsekwencją, z poczuciem humoru i w pięknej formie obrazowej. [4/6]

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 13 maja 15, 14:17

Ja byłem z kolei wczoraj na mocno rekomendowanym Perłowym guziku. Niestety nie jest to dobry film. Przede wszystkim mamy tu nie tyle jeden film, co trzy: odę pochwalną ku czci wody, opowieść o losach pierwotnych (w większości wybitych) ludów zamieszkujących nabrzeża Chile, oraz "ulubiony" temat Guzmana, czyli represje dyktatury Pinocheta. Pierwszy wątek jest rzekomo poetycki, ale niestety w tym przypadku poetycki znaczy kiczowaty. Drugi i trzeci są ciekawe, ale niestety całość nie układa mi się w spójny film. Guzman ma co prawda klucz spinający poszczególne historie, ale wydaje się to wszystko bardzo naciągane i mnie nie przekonało. Mimo wszystko było w tym dokumencie kilka ciekawych wątków (myślę, że z samego wątku pierwotnych ludów morza mógłby powstać ciekawy film) i dlatego ostateczna ocena nie jest miażdżąca. [3/6]
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 maja 15, 10:43

Wczoraj widziałem dwa dobre filmy, których mocną stroną były zdjęcia. Na początek zdarzył mi się film pod dziwnym trochę prze-modzonym tytułem Bananowe naleśniki w krainie kleistego ryżu. Tematem filmu jest zderzenie perspektyw białych turystów z bogatych krajów europejskich (Francja, Niemcy) oraz tubylców zamieszkującej dzikie tereny infiltrowane przez turystykę spod znaku poradników Lonely Planet. Wpisuje się więc w narrację dotyczącą "końca turystyki" i krytycznej refleksji na temat procesów turystyki masowej. Nie jest to jednak dokument publicystyczny, ani bardzo szczegółowe studium przypadku, ale film z precyzyjnie, ale subtelnie stworzoną narracją. Rzecz dzieje się w Laosie, gdzie reżyser portretuje mieszkańców rolniczej wioski, w szczególności koncentrując się na dwóch młodych bohaterach o odmiennych temperamentach, w inny sposób też reagujących na zwiększające się zainteresowania turystów wioską i okolicami. Pierwszy z nich jest bardzo związany z miejscem, uprawia ryż i reprezentuje także tradycyjne wartości. Drugi właśnie powróci do wioski ze studiów w mieście i stara się implementować zdobytą tam wiedzę w praktyce. Jak to się skończy proponuję zobaczyć w kinie [5,25/6]

Drugim filmem był pokazywany w Wenecji włoski dokument Rysując zmierzch [3.75/6] ale nie jestem w stanie teraz pisać z przyczyn niezależnych. Może późnym wieczorem.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 14 maja 15, 11:31

tangerine napisał(a):Bananowe naleśniki w krainie kleistego ryżu (...) Jak to się skończy proponuję zobaczyć w kinie

Niestety w kinie można to obejrzeć tylko w Warszawie. W ogóle to już trzeci film, o którym piszesz, który bardzo chciałem obejrzeć już przed festiwalem, który oceniasz wysoko, a którego nie ma we Wrocławiu (po Śnie Słonia i Z biegiem lat, z biegiem dni).

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 maja 15, 23:53

No tak, nie wiem jak z frekwencją we Wrocławiu, w Warszawie jakiś gigantycznych tłumów nie ma. Nie spotkałem się z przypadkami wyprzedanych seansów (co na poprzednich edycjach się zdarzało).

Wracając do filmów:

Uwaga drony film norweski dotyczący zastosowania przez USA dronów bojowych do zabijania terrorystów na terenie Pakistanu. Sprawa jest niesłychanie bulwersująca gdyż w tych nalotach zginęło ponad 2500 osób i oczywiście wszystkie te egzekucje dokonywane były bez wyroków sądowych, najczęściej bez identyfikacji celów (wystarczyło podejrzane zachowanie). Co więcej pokazani w filmie producenci przewidują, że w przyszłości decyzje podejmowane będą przez algorytmy a nie ludzi więc robi się na prawdę niewesoło. Trochę się tylko uspokoiłem gdy się okazało w drugiej części filmu, że sąd w Pakistanie uznał w końcu naloty dronów za nielegalne w świetle prawa i sprawa ostatecznie stanęła na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Coraz więcej jednak krajów zaopatruje się tego typu broń, co musi budzić niepokój. [3.25/6]

Zawsze razem film czeski mający być portretem wielodzietnej nietypowej rodziny żyjącej od 25 lat z dala od cywilizacji. Sprawcą całego eksperymentu jest autorytarny ojciec, inżynier i były alpinista, który wydaje się sprawować kontrolę bardziej w drodze manipulacji emocjonalnej niż używając przemocy. Film jest jednak bardzo dziwny, gdyż reżyserka pokazuje w nim raczej to co widać z zewnątrz, a nie eksploruje motywacji bohaterów. Pewnym usprawiedliwieniem jest oczywiście sposób funkcjonowania tej rodziny i osobowość ojca, który ma nad wszystkim kontrolę, więc o swobodnym filmowaniu być mowy nie mogło (co jednak też nie zostało pokazane w filmie). W efekcie otrzymujemy dosyć enigmatyczny obraz, który dopiero po rozmowie z reżyserką, uzupełniony o jej wyjaśnienia nabiera dodatkowych znaczeń. [3.75/6]

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 15 maja 15, 10:50

tangerine napisał(a):No tak, nie wiem jak z frekwencją we Wrocławiu, w Warszawie jakiś gigantycznych tłumów nie ma. Nie spotkałem się z przypadkami wyprzedanych seansów (co na poprzednich edycjach się zdarzało).

A to różnie. Na większości seansów jest niewiele osób (raczej mniej niż w zeszłym roku), ale zdarzają się pełne sale, np. wczoraj byłem na filmie iPhone China i był komplet albo prawie. Podobnie było na Scenie ciszy.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 maja 15, 14:43

Grzes napisał(a):A to różnie. Na większości seansów jest niewiele osób (raczej mniej niż w zeszłym roku), ale zdarzają się pełne sale, np. wczoraj byłem na filmie iPhone China i był komplet albo prawie. Podobnie było na Scenie ciszy.


Wow. No i jaka reakcja na Iphone China ? Był reżyser ? To film zupełnie moim zdaniem z innej bajki zwanej sztuka nowych mediów (zresztą był pokazywany na Transmediale w Berlinie).

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 15 maja 15, 18:35

Był reżyser, ale reakcji publiczności nie znam (poza tymi, w sumie niezbyt licznymi, którzy opuścili salę w trakcie projekcji), bo sam musiałem iść. Mnie on nie zachwycił, choć rzeczywiście trudno go zaszufladkować. Ja wiem, czy "sztuka nowych mediów"? Mnie się to skojarzyło przede wszystkim z Godardem - tym filmem też rządzi słowo, najchętniej w postaci pokazywanych na ekranie sloganów, a także ironia. I podobnie jak u Godarda jest to tyleż dające do myślenia, co formalnie nieco chaotyczne i męczące.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 16 maja 15, 10:10

Festiwal się zbliża ku końcowi, niestety wczoraj bez większych rewelacji.

Spójrzmy w nieskończoność jest rzetelnym, sprawnie zrobionym dokumentem, który koncentruje się wokół rozmyślań nad filozoficznym sensem uprawiania nauk ścisłych oraz pytań o potencjalne granice poznania. Reżyser wybrał za rozmówców kilkoro naukowców (astrofizyków, fizyków, matematyków) którzy łączą fascynację nauką z pewną dozą sceptycyzmu bądź (w jednym przypadku) nawet rozczarowania. Wypowiedzi bardzo trafnie syntetyzują obecne dylematy badań podstawowych chociaż wydaje mi się, że dla kogoś kto śledzi temat (Discovery Science, książki popularnonaukowe) brakuje kilka ciekawych wątków. Mnie najbardziej zaskoczył opis patologicznych relacji zawodowych przedstawionych przez byłą pracowniczkę CERN (sic!). W warstwie wizualnej reżyser te wypowiedzi uzupełnia o zdjęcia szeroko rozumianej infrastruktury nauki - mamy więc oczywiście radioteleskopy, laboratoria doświadczalne (np. urządzone w byłej kopalni), ale także obiekty takie jak krater w Arizonie, który też można uznać za swego rodzaju infrastrukturę nauki, gdyż odegrał w myśleniu o historii planety wielką rolę. Mamy też trochę opuszczonych obiektów (jakby antycypujących możliwość odwrócenia się od nauki) wszystko opowiedziane w bardzo nostalgicznym, hipnotyzującym wręcz tonie. Trochę jednak dobór miejsc i wypowiedzi wydaje się przypadkowy, ale to co w filmie zostało pokazane jest ciekawe (4,25/6)

Potem już tak dobrze nie było, oczekiwałem więcej po filmie Egzotyka, erotyka itd.. Bardzo podobały mi się ujęcia na morzu robione z kokpitu kontenerowca, zdjęcia portów itp. (tego chciałbym więcej ala James Benning) natomiast mało tutaj było obrazów życia marynarzy. Mając na względzie, ze film był kręcony przez 3 lata to liczyłem na jakieś ciekawe wypowiedzi. Opowieść z offu (melancholijne refleksje marynarza oraz prostytutki) jakoś nie uciągnęły filmu. (3.25/6)
Ostatnio edytowano 18 maja 15, 0:28 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 16 maja 15, 11:17

Dwa filmy, o których już pisaliście.

Białe noca listonosza
oceniłby nieco wyżej niż Grzes. Film ten można uznać za przykład parafabuły: w odróżnieniu od paradokumentu, który jest fabułą udającą dokument, tu mamy w gruncie rzeczy dokument, który udaje fabułę (bohaterowie grają siebie, a przedmiotem fabuły są ich codzienne, normalne zachowania). Ogląda się to przyjemnie, aczkolwiek muszę się zgodzić z Grzesiem, że trochę zabrakło pomysłów na scenariusz. [4/6]

Podobnie jak tangerine całkiem wysoko oceniłbym Powyżej / poniżej. Reżyser znalazł bardzo ciekawych bohaterów i miał pomysł na spójną opowieść, którą w skrócie nazwać można opowieścią o ucieczce. Jedni chowają się w kanałach, inni uciekają ku niebu, ale istota tego jest podobna. Dzięki dynamicznemu montażowi i wszechobecnej muzyce ogląda się to niemal jak wideoklip. Podoba mi się powściągliwość reżysera, który przez większość czasu nie narzuca wniosków ani nachalnych metafor, choć kilka razy, niestety, sobie na to pozwala (spiętrzenie mamy w końcowych scenach: rollercoaster, nurkująca kaczka...). Ogólnie jednak jestem bardzo zadowolony z tej projekcji. [4,25/6]
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 16 maja 15, 23:47

Festiwal powoli zbliża się ku końcowi, wypada więc nadrobić trochę braków z tygodnia. Krótko zatem o filmach, które oglądałem w środę i czwartek (z których żaden mnie nie zachwycił, ale, sądząc po głównej nagrodzie festiwalu dla Nadejdą lepsze czasy, nie znam się kompletnie). Jutro postaram się napisać o tych, które widziałem (zobaczę) w weekend, a które tangerine i doktor widzieli już wcześniej.

#bitwaointernet to takie kompendium wiedzy o tym, co to neutralność internetu (net neutrality), dlaczego wielu naukowców i aktywistów uważa jej zachowanie za tak ważne, a także krótki kurs historii walki o jej utrzymanie. Całość ma postać cokolwiek agitacyjną - w ostatnich słowach jeden z bohaterów dokumentu wręcz nawołuje do walki. Mimo to jako źródło wiedzy film sprawdza się przyzwoicie. Od strony formalnej jest to typowy format telewizyjny - nieco ponad godzinny, z gadającymi głowami i narratorem z offu. Miejscami pojawiają się jakieś inscenizacje, ale raczej nieudane. Całość bez rewelacji, ale zainteresowani tematem mogą obejrzeć. [2.5/6]

Na dzielnicy sfotografowane jest przy pomocy pięknych, długich, płynnych ujęć, także jako ćwiczenie formalne robi ogromne wrażenie. Jako (para)dokument nie sprawdza się natomiast wcale. Było kiedyś takie pojęcie 'czarnucha', opisujące kino radzieckie okresu pieriestrojki (czy może trochę po), pokazujące widzom z Zachodu, jaki ten Sojuz brzydki, a ludzie zdegenerowani. Ten film to coś podobnego, tylko gorzej, bo reżyserem jest Francuz nie mający z opisywanym miejscem najwyraźniej żadnego związku. Film jest więc rodzajem fantazji na temat jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Johannesburga, pełnej przemocy w rozmaitej formie: mamy napad na człowieka na ulicy, kradzież w sklepie, napad z bronią na kino itd., wszystko jednak filmowane w sposób tak elegancki, że wykluczający realność pokazywanych zdarzeń. Całość bije więc fałszem na kilometr, tym mocniej, że oglądamy to na festiwalu dokumentów. [4/6 za formę, 2/6 za treść]

Świat Daniela pokazuje nam młodego czeskiego pedofila (w sensie takim, że reaguje seksualnie wyłącznie na chłopców w wieku do lat kilkunastu - nie przestępcę skazanego za molestowanie nieletnich), próbującego ułożyć sobie jakoś możliwie szczęśliwe życie w sposób, który nie będzie nikogo krzywdził. Jest to niezwykle trudne i w naturalny sposób wiąże się się z oporami otoczenia, z którymi mierzyć się musi bohater. Trudne jest też przedstawienie podobnej sytuacji w filmie w sposób taktowny, a jednocześnie w miarę wielostronny, przełamujący tabu, ale jednocześnie nie szantażujący emocjonalnie widza. To, mam wrażenie, się udało, jednak filmu nie uważam za w pełni satysfakcjonujący. Problemem jest to, że nie jest on w stanie utrzymać uwagi widza przez całe 74 minuty projekcji. Powodem zaś chyba brak jakiejkolwiek dramaturgicznej progresji z jednej strony, a z drugiej nijakość bohatera, który nie potrafi zainteresować widza sobą przez tak dużo czasu. [3/6]

O iPhoneChina coś tam już pisałem, więc teraz tylko parę uzupełnień. Po pierwsze - o czym jest film. W niewielkim stopniu o Chinach. Raczej o uniformizacji społeczeństwa w skali światowej, o "neutralizacji" mas przez konsumpcję i rozrywkę, o przemienianiu wszystkich dziedzin życia w pola działań komercyjnych, itd. Tematów jest tu mnóstwo, narracja trochę chaotyczna, ale całość mimo podobnych mankamentów daje mocno do myślenia. Forma (o której już wcześniej pisałem) jest bez wątpienia oryginalna, ale niezbyt wyrafinowana wizualnie, na dłuższą metę całość robi wrażenie raczej monotonne. Mimo wszystko, nie odradzam. [3.25/6]

PS: Ja Powyżej/poniżej też przecież całkiem wysoko oceniam. Znamy się tyle lat, że powinniście wiedzieć, że 3.5/6 to u mnie całkiem niezła nota :).

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 17 maja 15, 18:03

Ostatnie 3 tytuły, które widziałem w ramach festiwalu.

Zasadniczo niezbyt interesują mnie filmy o reżyserach, czy ich wypowiedzi na temat własnych filmów, jednak Ulrich Seidl - reżyser na planie interesował mnie bardzo, ze względu na specyficzny charakter pracy tego reżysera. W szczególności miałem nadzieję dowiedzieć się, jak przekonuje on zwykłych ludzi do takiego obnażenia przed kamerą, gdzie widzi granicę między kinem dokumentalnym a fabularnym, czy też gdzie są granice tego, co jest gotów pokazać w kinie. Piszę o tych swoich oczekiwaniach z jednego zasadniczego powodu - dokument Constantina Wulffa nie przyniósł odpowiedzi na żadne z tych pytań, moje rozczarowanie nim było więc bardzo duże. Oczywiście, dokumentalista ten nie miał obowiązku interesować się akurat tymi kwestiami co ja, ale mam wrażenie, że się w ogóle niczym się nie interesował, ciesząc się z tego, że w ogóle ma przed kamerą Seidla. Dla mnie to za mało. [2,5/6]

Pixadores na początku bardzo mnie wkurzał. Wg opisu festiwalowego i najwyraźniej wg reżysera, film portretuje artystów społecznych, niemal rewolucjonistów, gdy tymczasem rzeczywistość jest taka, że mamy do czynienia ze zwykłymi wandalami. Bynajmniej nie są to bowiem artyści graffiti, który tworzą prace o wymiarze artystycznym, nie, to zwykłe przygłupy, które mażą ściany swoimi podpisami, dorabiając do tego ideologię, którą znamy również z wypowiedzi polskich wandali (tylko imię jest w pełni twoje, jest tym co dostajesz jako pierwsze i co chcesz utrwalić, dlatego umieszczam je na budynkach, by ślad po mnie nie zginął). Ale nagle następuje w filmie ciekawy zwrot. Otóż berlińskie Biennale bierze ten wandalizm za sztukę i zaprasza naszych czterech bohaterów do Berlina. W ramach warsztatów zapraszają ich do zabytkowego kościoła, w którym ustawiona jest ściana z dykty, na której różni młodzi malarze tworzą swoje rysunki. Tyle, że pixadores tego nie rozumieją, bo ich sztuka jest sztuką rozróby i wandalizmu, wdrapują się więc ponad dyktę i smarują swoje bohomazy na zabytkowych murach, w dupie mając konsternację grzecznych Niemców i kuratora Artura Żmijewskiego. Ten zresztą wdaje się w pyskówkę z liderem pixadores, oblewając go wodą i dostając w rewanżu kubeł farby na głowę. Śmiałem się do łez, bo scena ta w swoim surrealizmie przypominała niemal finał Viridiany. Kto uznał wandalizm za sztukę, ten dostał za swoje, ach, pixadores, przydałoby się więcej takich akcji, żeby przywrócić niektórym rozum. [3,75/6]

Pokój 666 Wendersa jest dokładnie o tym, o czym mówi opis. Ciekawa ta dyskusja sprzed 30 lat, widać bowiem, że w sumie niewiele się zmieniło. Zmierzch kina wieści się od dawna, ale jakoś na szczęście ciągle nie umarło. [3,5/6]
Ostatnio edytowano 21 maja 15, 18:22 przez doktor pueblo, łącznie edytowano 1 raz
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 17 maja 15, 22:32

Moje cztery ostatnie filmy na festiwalu. O wszystkich już pisaliście, więc po trosze będę się odnosił do tego, co już zostało powiedziane.

Demokraci podobali mi się z pewnością bardziej niż tangerinowi. Nie raziła mnie szerokoekranowa fotografia, nie wydaje mi się też, że projekt filmowy jest w jakikolwiek sposób wykorzystywany przez bohaterów (bo jak? film pokazywany wyłącznie w Europie, Ameryce, w każdym razie z dala od Zimbabwe?). Dla mnie sposób traktowania realizatorów filmu przez obu bohaterów zdeterminowany jest przez ich zawód - obaj wiedzą, co chcą, a czego nie chcą powiedzieć do kamery. Jednocześnie ta świadomość, że mamy do czynienia z politykami, manipulującymi wizerunkiem swoim i działań, w których uczestniczą, przygotowuje grunt pod kulminację. Konstytucja zostaje napisana, pozostaje tylko podpis Mugabe i wcielenie jej w życie. Operetkowa scena z szalonym dyktatorem zdejmuje maski z dwóch, zdawałoby się, zawodowych graczy. Już nie potrafią (także przedstawiciel partii rządzącej) zachowywać uśmiechu, wysłuchując bredni, jakie, ku uciesze wszystkich innych zgromadzonych, wygaduje dyktator - za bardzo im zależy na owocu swojej pracy, zbytnio uwierzyli, że uczestniczą w czymś o historycznym wymiarze. Bo ten film jest dla mnie przede wszystkim o tym, jak silnym "narkotykiem" jest demokracja, jak łatwo w nią uwierzyć. Tyle że, jak się okazuje, ta wiara ma jedynie wymiar jednostkowy, a w żaden sposób nie jest w stanie zmienić sytuacji politycznej w kraju. Przynajmniej w tym kraju, w Zimbabwe, a może generalnie - w Afryce. [3.25/6]

Citizenfour jest tyleż klasyczny w formie, co bardzo dobrze zrobiony. Reżyserka dba o to, żeby nie popaść w manierę telewizyjną, z głowami gadającymi do kamery i narratorem wyjaśniającym bardziej skomplikowane problemy. Z drugiej strony konstruuje swój film jak thriller, dzięki czemu unika zanudzenia widza długimi scenami rozmów. Nieco zresztą pod tym względem przesadza, filmując w jednej z ostatnich scen rozmowę, z której najzupełniej celowo widz ma nic nie zrozumieć poza tym, że mamy do czynienia z wielką tajemnicą i olbrzymim niebezpieczeństwem na kogoś czyhającym. To nie koniec wad - Snowden (co zrozumiałe, zważywszy na osobę reżyserki) przedstawiony jest jak rycerz bez skazy, jego rewelacje ani motywacje nie są w żaden sposób poddawane w wątpliwość, czy weryfikowane, co oczywiście jest jak najbardziej dopuszczalne, ale czyni z filmu rodzaj agitki. Żeby nie było wątpliwości - rewelacje Snowdena uważam za interesujące i ważne z punktu widzenia interesu społecznego. Rzecz w tym, że z czysto filmowego punktu widzenia coś na styku hagiografii i publicystyki nie jest dla mnie aż tak ciekawe. [3.25/6]

Jeśli O tych, którzy płoną miało pozwolić widzowi odczuć to, co przeżywają nielegalni imigranci, to efekt rozminął się z zamiarami na skalę astronomiczną. Pomysł, żeby narratorem, przewodnikiem po ich świecie uczynić ducha emigranta, który nie dotarł do celu, ginąc gdzieś na morzu, jest nie tylko straszliwie pretensjonalny, ale przede wszystkim kreuje dystans między widzem a bohaterami. W dodatku te wszystkie obrazy ziemi z perspektywy błąkającej się duszy tak naprawdę zupełnie niepotrzebnie zabierają czas ekranowy, nie pozwalając scenom z życia emigrantów na rozwinięcie. W rezultacie co najmniej do połowy filmu widz obserwuje to, co dzieje się na ekranie, z całkowitą obojętnością. Dopiero końcówka (sceny z narkomanami, w porcie oraz scena modłów) są rozwinięte na tyle, żeby nabrać prawdziwej siły, emanującej na widza, co ostatecznie trochę ratuje film (jakkolwiek najmocniejsza w nim scena w porcie, jak rozumiem z tyłówki, jest wyimkiem z innego filmu). [2.5/6]

Ostatni mój film, czyli Zawsze razem, uważam za jeden z najlepszych, jakie widziałem w trakcie festiwalu. Opowieść o dziwnej rodzinie żyjącej obok cywilizacji zrealizowana jest z dużym wyczuciem, ładnie wizualnie i w niezłym tempie. Nie razi mnie w ogóle dystans, z jakiego obserwujemy bohaterów, bo w pewnym sensie mam wrażenie, że o ten dystans w filmie chodzi. To obraz utopijności samej idei odrzucenia cywilizacji, z ducha (jakkolwiek nie w formie) bliska Kłowi. Z jednej strony wydaje się ona możliwa wyłącznie w sytuacji jak ta pokazana w filmie, z apodyktycznym i non stop manipulującym "przywódcą stada". Z drugiej - prowadzi ona do zamknięcia w swoistym getcie - bardzo wymowne w tym kontekście są dwie sceny szkolne, w których dzieci radzą sobie jakoś z pytaniami zadawanymi przez nauczycieli, ale w ich oczach widać strach - poza rodziną nie są w stanie już czuć się bezpiecznie. Jedyne, co im zostaje, to pogodna akceptacja drogi wybranej przez ojca, przyjęcie jej jako swojej własnej i wypisanie się ze społeczeństwa na dobre. [4/6]

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 maja 15, 0:19

Może się odniosę to tego co napisaliście, ale najpierw zaległości bo weekend miałem bogaty pod względem filmowym.

Wyobraź sobie świat bez muzyki - to portret ekscentrycznego muzyka, którego karierę zaliczyć można do najbardziej zwariowanych w muzyce brytyjskiej. Zaczynał w zespole punkowym, potem założył zespół z KLF, który osiągnął sukces komercyjny, ale w momencie kulminacyjnym tego sukcesu muzycy postanowili wypisać się z show biznesu przy pomocy kontrowersyjnego występu podczas rozdania Brit Award (strzelali ze ślepaków do widowni) jak również spalenia 1 mln funtów (kiedyś to były czasy !). W filmie jednak te wydarzenia wracają tylko jako zgrabne wtręty, zaś na plan pierwszy wysuwa się realizowany projekt z pogranicza muzyki i sztuki konceptualnej. Bohater wymyślił sobie zespół pod nazwą The 17, który tworzą przypadkowo napotkani przez niego ludzie na wcześniej określonej trasie (np. robotnicy, drogowcy, ludzie zebrani w pubie itp.) których prosi o odśpiewanie paru nut, a potem to miksuje wraz ze znajomym, odtwarza publicznie jeden raz i... kasuje. W ten sposób tworzy jak mówi nie tylko muzykę niedostępną w Internecie co ożywia kulturę tworzenia takiej autonomicznej muzyki w ogóle gdyż w projekt włącza się coraz więcej ludzi projektując tzw. procedury (partytury) do wykonywania jakiś dźwiękowych performance'ów. Film jest starannie kadrowany i precyzyjnie zmontowany, zaś bohater posiada niezwykłą charyzmę oraz spójne poglądy. U podstaw jego działania leży niezgoda na komercjalizację tradycji śpiewania. Cała akcja ma urok performance'u, a poglądy bohatera intrygujące, nawet jeśli spojrzeć na to wszystko z pozycji metapoziomu (tj. wpisując te działania w szerszy kontekst tradycji muzyki awangardowej lat 60. czy w ogóle sztuki konceptualnej). Wartościowe spotkanie z nietuzinkowym człowiekiem, a na dodatek przepiękne szkockie krajobrazy. [4.25/6]

Mulhapar - jeden z bardziej zaskakujących filmów w tym roku. Z pozoru jest to panorama życia mieszkańców spokojnej rolniczej wiosce w Pakistanie. Poznajemy relacje rodzinne, stosunki społeczne, obserwujemy święta (chrześcijańskie, muzułmański), prace w rolnictwie, a także miejscową szkołę, inne zdarzenia związane z tą społecznością (np. walki psów). Jest to film który wywołał pewne kontrowersje gdyż próbowano go odbierać jako czysto etnograficzny obraz życia mieszkańców wioski, tymczasem był to jeden z najmroczniejszych filmów na festiwalu. Większość bohaterów tam pokazanych żyje w skrajnej biedzie (najmują się do prac na roli za 1/4 zbiorów, szyjąc skórzane piłki dla europejskich marek, sprzątając u właścicieli ziemskich). Dobrze powodzi się jedynie tym którzy pracowali jakiś czas w Europie lub Arabii Saudyjskiej oraz posiadaczom ziemskim. Film pokazuje również jak warunki wpływają na świadomość biedaków, czego przykładem jedna z najmroczniejszych scen całego festiwalu, kiedy to hodujący gołębie biedak znęca się nad postrzelonym przez niego wspaniałym okazem orła (za którego dostanie jakieś śmieszne pieniądze). Takich scen pokazujących pęknięcia w tym wiejskim świecie jest więcej. [4.5/6]

Yes Meni idą na rewolucję to moje pierwsze spotkanie z tym zjawiskiem aktywistycznym. W filmie pokazane są zarówno wybrane akcje dwójki bohaterów tworzących Yes Menów (niektóre niesamowicie zabawne), ale co ważniejsze przedstawione zostały poglądy członków grupy na kwestie wobec których organizują swoje działania performatywne. Otrzymujmy również informacje o okolicznościach powstania grupy, a także życiu zawodowym i rodzinnym obu aktywistów. Niesłychanie to sympatyczne i lekkie mimo wagi poruszanych tematów i z całą pewnością najzabawniejszy seans podczas tegorocznego festiwalu. [3.75/6]
Ostatnio edytowano 18 maja 15, 18:03 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 maja 15, 12:46

Wczoraj jeszcze widziałem filmy, które w większości były tutaj opisywane:

Wizyta hm... bardzo dziwny to jest film, na pewno był to ciekawy pomysł na dokument, ale sam reżyser po seansie opowiadał jak wiele miał pomysłów (z których rezygnował bo musiał) i jak trudno mu było przyjmować kolejne założenia. Wyjściem dla tego projektu była bowiem symulacja w której rozmówcy (eksperci zatrudnieni w agendach ważnych instytucji) mieli puścić wodze wyobraźni. Takie założenie skutkuje tym, że część rozmówców nie wnosi wiele do filmu, problematyczne jest również wykluczenie innych środowisk naukowych (uniwersyteckich itp.) Warto jednak podkreślić że reżyserowi nie chodziło w tym przypadku o pokazanie pełni wiedzy jaką dysponuje nauka, ale faktycznie stan świadomości ekspertów instytucjonalnych. Nikt w filmie nie rozważa tak na prawdę kwestii jak powinniśmy się komunikować z ewentualnymi kosmitami. Zabrakło mi przykładowo wspólnej narady tych wszystkich ekspertów, która by pokazała różnice w podejściu do zagadnienia. Z rozmowy z reżyserem zrozumiałem również, że ważniejsze dla reżysera były pytania jakie "symulowany kosmita" zadawał przedstawicielom ludzkości na które w filmie mieli oni duży problem z odpowiedzeniem. Tylko, że w tym przypadku można było sięgnąć po ekspertów zewnętrznych. Pomimo tych wszystkich zastrzeżeń film dobrze się ogląda, chociaż też należy podkreślić iż w warstwie wizualnej film jest raczej ekstrawagancki (spowolnione zdjęcia przechodniów, czołgi w lesie, wizje ze statku kosmitów będące de facto projekcja lasu i biblioteki). [3.75/6]

O tych którzy płoną - zgadzam się z przedmówcami, ambitny pomysł zadziałał tutaj na niekorzyść, aczkolwiek film jakąś myśl zawiera i jakiś obraz problemu przekazuje. [3/6]

Sól Ziemi to film w przeciwieństwie do poprzednich w formie niemal ascetyczny. Największą jego część zajmuje przegląd czarno-białych zdjęć wykonanych przez bohatera w ramach kolejnych wieloletnich projektów wraz z odautorskim komentarzem. Narrację uzupełniają nieliczne materiały archiwalne (głównie film 8mm będące wywiadem z ojcem bohatera żyjącym na farmie w Brazylii). Ten film udowadnia jak niewiele trzeba by stworzyć wciągającą emocjonalnie opowieść. Komentarz fotografa daje syntezę obrazu powojennej historii świata widzianą przez pryzmat ludzi a nie polityki. Z wypowiedzi tych można również próbować zrekonstruować światopogląd fotografa, chociaż na temat warsztatu nie dowiadujemy się praktycznie nic. Film rozpoczyna się i kończy zdjęciami zrobionymi współcześnie na farmie, którą bohater przejął kilkanaście lat temu po śmierci ojca i gdzie postanowił odreagować traumy w których brał udział. Bardzo misterna i subtelna jest to konstrukcja którą nam zaproponował Wenders i na tle tych wszystkich ekstrawagancji film tym bardziej zadziwia. Byłem na seansie w kinie Luna na ponad 300 miejsc, wypełnionej w całości, a z seansu nikt nie wyszedł. [4.75/6]

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 maja 15, 18:15

Grzes napisał(a): Ostatni mój film, czyli Zawsze razem, uważam za jeden z najlepszych, jakie widziałem w trakcie festiwalu. Opowieść o dziwnej rodzinie żyjącej obok cywilizacji zrealizowana jest z dużym wyczuciem, ładnie wizualnie i w niezłym tempie.


Na pewno film jest bardzo interesujący. Po seansie było mnóstwo pytań do reżyserki. Spotkanie zakończyło się po północy. Mam nadzieję do reżyserka dojechała do Wrocławia. Problem z tym filmem jest taki, że zabrakło w nim komentarza, wprowadzenia w sytuacji którą obserwujemy. To co wygląda na wycieczkę do Hiszpanii nie jest przykładowo wycieczką tylko koniecznością, ponieważ tylko długoterminowe pozostawanie poza krajem (Czechami) uprawnia do tego żeby dzieci nie chodziły do szkoły (zdają tylko egzaminy). Ojciec tej rodziny prowadzi bowiem grę z instytucjami państwa. Jest inżynierem cybernetykiem który dobrze się orientuje w prawie. W całym tym eksperymencie chodzi o jakąś ideę, o której on pisze zresztą książkę, więc to są pewne konteksty których trochę brakuje. Nawet w formie jakiś napisów mogłyby zaistnieć w filmie. Natomiast to co otrzymujemy jest niespotykane. Aczkolwiek w tej materii mam poglądy jednoznaczne i współczuję tym dzieciom, że przechodzę tego typu pranie mózgu. Nie sądzę żeby miały szanse na normalne funkcjonowanie w przyszłości. Nie znajduje więc zrozumienia dla tego stanu rzeczy. Trochę jednak sobie instytucje z całą sytuacją nie poradziły. Przykład może bardziej przyziemny: rodzina ma zakaz stosowania papieru toaletowego (żebyśmy wiedzieli o jakie utopii rozmawiamy).

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 18 maja 15, 19:07

Piszesz o kontekstach, które pokazują, że sytuacja jest naprawdę drastyczna, których w filmie nie ma, ale mi się wydaje, że one wcale nie są potrzebne, bo stawiałyby silne akcenty tam, gdzie ich być nie powinno. O tym, że ojciec gardzi oficjalnym systemem edukacji, że dzieci zdają tylko egzaminy, że instytucje sobie z tym nie radzą się z filmu jak najbardziej dowiadujemy. O tym, że ojciec manipuluje dziećmi, że w rodzinie panuje rodzaj psychicznego terroru (go widać w reakcjach dzieci zarówno wobec ojca, jak i świata zewnętrznego) również. Konkretny powód "wycieczki" do Hiszpanii nie jest podany, ale wyraźnie jest zasugerowane, że stoi za tym jakaś konieczność, której, mniej lub bardziej, możemy się domyślać. Mnie to, że film jest rozegrany na niedopowiedzeniach odpowiada też dlatego, że dystans, w jakim ojciec stawia realizatorów filmu jest tak naprawdę dodatkową informacją o charakterze tej rodziny. Mam zresztą wrażenie, że dookreślanie, które proponujesz, siłą rzeczy spychałoby ten film w stronę dokumentu socjo-politycznego, o instytucjach państwa, które sobie z czymś takim nie radzą, a tu chodziło o pokazanie rodziny od wewnątrz, jej sytuacji, która jest właściwie (dzięki działaniom ojca) dla dzieci pułapką bez wyjścia. O utopii, która krzywdzi najbardziej (bo trwale) tych, dla których jest rzekomo stworzona.

A reżyserki we Wrocławiu nie było (z tego, co wiem, na żadnym z trzech pokazów).

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 19 maja 15, 12:34

Podsumowanie wyglądałoby tak:

Scena ciszy 5,5
Bananowe naleśniki w krainie kleistego ryżu 4,75
Sól Ziemi 4,5
Z biegiem lat, z biegiem dni 4.25
Sen słonia
Przełamany krajobraz
Powyżej/poniżej
Mulhapar
Wyobraź sobie świat bez muzyki

Zawsze razem 4,0
Spójrzmy w nieskończoność
Rysując zmierzch
Rzemiosło czyni artystę
3,75
Zabójcza grań
Yes Meni idą na rewolucję
Wizyta


Bywały lepsze festiwale, niestety trzeba to powiedzieć.


Powrót do O innych festiwalach i przeglądach filmowych