Festiwal powoli zbliża się ku końcowi, wypada więc nadrobić trochę braków z tygodnia. Krótko zatem o filmach, które oglądałem w środę i czwartek (z których żaden mnie nie zachwycił, ale, sądząc po głównej nagrodzie festiwalu dla
Nadejdą lepsze czasy, nie znam się kompletnie). Jutro postaram się napisać o tych, które widziałem (zobaczę) w weekend, a które tangerine i doktor widzieli już wcześniej.
#bitwaointernet to takie kompendium wiedzy o tym, co to
neutralność internetu (net neutrality), dlaczego wielu naukowców i aktywistów uważa jej zachowanie za tak ważne, a także krótki kurs historii walki o jej utrzymanie. Całość ma postać cokolwiek agitacyjną - w ostatnich słowach jeden z bohaterów dokumentu wręcz nawołuje do walki. Mimo to jako źródło wiedzy film sprawdza się przyzwoicie. Od strony formalnej jest to typowy format telewizyjny - nieco ponad godzinny, z gadającymi głowami i narratorem z offu. Miejscami pojawiają się jakieś inscenizacje, ale raczej nieudane. Całość bez rewelacji, ale zainteresowani tematem mogą obejrzeć. [2.5/6]
Na dzielnicy sfotografowane jest przy pomocy pięknych, długich, płynnych ujęć, także jako ćwiczenie formalne robi ogromne wrażenie. Jako (para)dokument nie sprawdza się natomiast wcale. Było kiedyś takie pojęcie 'czarnucha', opisujące kino radzieckie okresu pieriestrojki (czy może trochę po), pokazujące widzom z Zachodu, jaki ten Sojuz brzydki, a ludzie zdegenerowani. Ten film to coś podobnego, tylko gorzej, bo reżyserem jest Francuz nie mający z opisywanym miejscem najwyraźniej żadnego związku. Film jest więc rodzajem fantazji na temat jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Johannesburga, pełnej przemocy w rozmaitej formie: mamy napad na człowieka na ulicy, kradzież w sklepie, napad z bronią na kino itd., wszystko jednak filmowane w sposób tak elegancki, że wykluczający realność pokazywanych zdarzeń. Całość bije więc fałszem na kilometr, tym mocniej, że oglądamy to na festiwalu dokumentów. [4/6 za formę, 2/6 za treść]
Świat Daniela pokazuje nam młodego czeskiego pedofila (w sensie takim, że reaguje seksualnie wyłącznie na chłopców w wieku do lat kilkunastu - nie przestępcę skazanego za molestowanie nieletnich), próbującego ułożyć sobie jakoś możliwie szczęśliwe życie w sposób, który nie będzie nikogo krzywdził. Jest to niezwykle trudne i w naturalny sposób wiąże się się z oporami otoczenia, z którymi mierzyć się musi bohater. Trudne jest też przedstawienie podobnej sytuacji w filmie w sposób taktowny, a jednocześnie w miarę wielostronny, przełamujący tabu, ale jednocześnie nie szantażujący emocjonalnie widza. To, mam wrażenie, się udało, jednak filmu nie uważam za w pełni satysfakcjonujący. Problemem jest to, że nie jest on w stanie utrzymać uwagi widza przez całe 74 minuty projekcji. Powodem zaś chyba brak jakiejkolwiek dramaturgicznej progresji z jednej strony, a z drugiej nijakość bohatera, który nie potrafi zainteresować widza sobą przez tak dużo czasu. [3/6]
O
iPhoneChina coś tam już pisałem, więc teraz tylko parę uzupełnień. Po pierwsze - o czym jest film. W niewielkim stopniu o Chinach. Raczej o uniformizacji społeczeństwa w skali światowej, o "neutralizacji" mas przez konsumpcję i rozrywkę, o przemienianiu wszystkich dziedzin życia w pola działań komercyjnych, itd. Tematów jest tu mnóstwo, narracja trochę chaotyczna, ale całość mimo podobnych mankamentów daje mocno do myślenia. Forma (o której już wcześniej pisałem) jest bez wątpienia oryginalna, ale niezbyt wyrafinowana wizualnie, na dłuższą metę całość robi wrażenie raczej monotonne. Mimo wszystko, nie odradzam. [3.25/6]
PS: Ja
Powyżej/poniżej też przecież całkiem wysoko oceniam. Znamy się tyle lat, że powinniście wiedzieć, że 3.5/6 to u mnie całkiem niezła nota

.