Podczas Festiwalu stronie od projekcji na Rynku,ale bylem przekonany,ze bedzie to najlepsze miejsce zeby obejrzec "Amarcord". Zdecydowanie sie nie mylilem. Ogladanie ulubionego dziela Felliniego pod golym niebem wsrod duzej grupy ludzi, z pizza w rece bylo naprawde cudownym uczuciem.Dzis wieczorem ekran na Rynku byl wielki doslownie i w przenosni. Zlosliwe,ironiczne,ale tez niezwykle cieple dzielo Felliniego ogladane w specyficznej scenerii robi naprawde niesamowite wrazenie. Nie mogli go zepsuc nawet menele,ktorzy siedzieli z tylu(zreszta po chwili gadania na poczatku,umilkli wpatrzeni w film-tak dziala wlasnie magia "Amarcordu"

.
Choc do zakonczenia ENH zostalo na szczescie, jeszcze pare dni, juz teraz moge stwierdzic,ze rynkowy pokaz "Amarcordu" bedzie dla mnie najpiekniejszym wydarzeniem Festiwalu. Ech, gdyby tak jeszcze, w trakcie seansu Gradisca zeszla z ekranu...

"Ta kurtka z wezowej skory to symbol mojej indywidualnosci i wiary w wolnosc jednostki"