23 lip 07, 22:42
Nie kupuję pana Techine mimo, że to jego jedyny film, który widziałem. Do zamaskowania stereotypowości filmu nie wystarcza piękna Beart w żółtej kreacji na tle lazurowego morza. Tęczowa landrynka do kupienia przez wszystkich (hetero, homo, what ever), do rozdawania gratis na DVD na manifestacjach gejowskich. Chwilami myślałem, że pajacowaty uśmiech Manu nie zejdzie mu już z twarzy do końca filmu, no a Adrien, jakże by mogło być inaczej, pracuje od razu w organizacjach propagujących profilaktykę AIDS, w ogóle to taki postępowy i mądry doktor ten Adrien. A, no i kocha platonicznie, prawdziwy inteligent. A Beart bez zmrużenia okiem tolerująca zdrady męża to już przesada. Takich ludzi po prostu nie ma! Kwestie ważne, uczucia o których rozmawiać trudno są tu wypluwane jak z karabinu maszynowego, co najmniej jak u Hartley'a. Tyle, że tam służy to ironii i parodii, a to chyba miał być film w poważnym tonie. A gdzie zdziwienie nową chorobą? Lęki i fobie przed niezbadaną epidemią? Szkoda czasu...
"let's just imitate the real, until we find a better one..."