Bardzo ciekawi mnie, jak wypadł konkurs nowych filmów polskich, gdyż sam widziałem jedynie dwa. Nie podoba mi się, że filmy polskie oceniane były jedynie przez jury. Podejrzewam, że gdyby w obydwu konkursach (głównym i polskim) zwycięzcy wyłaniani byli przez publiczność, różnice w średnich ocenach filmów świadczyłyby o żenującym poziomie współczesnej polskiej kinematografii.
Nie rozumiem dlaczego chiliski reżyser Campos z materiału nakręconego w 3 dni, z dwunastostronnicowym scenariuszem, może zmontować świetny film, a polski reżyser Stacharski, aby pokazać uczuciowość jednej z bohaterek (dresiary żyjącej z "robienia" ludzi w parkach i bramach) swojego kiepskiego filmu raczy widza sceną, w której wspomiana dziewczyna karmi bezdomnego kotka skrzydełkami z KFC?. Litości! Dlaczego producentka wspomianego polskiego filmu jest tym obrazem "zachwycona", do czego przyznała się odpowiadając na pytanie z sali? Dlaczego reżyser "Kto nigdy nie żył..." na konferencji prasowej mówi, że nie widzi możliwości dialogu z publicznością, która śmieje się oglądając ten reprezentujący kino oazowe film?