Czy podobnie jak ja uważacie, że "Glastonbury" było o wiele lepszą propozycją na Nocne Szaleństwo niż filmy zaprezentowane w owym cyklu?
Absolutnie. Nocne Szaleństwo w tym roku było porażką.
Bowie na końcu wgniótł w fotel, szkoda, że posłużył tylko do zilustrowania tezy, żę uczestnicy festiwalu to biedni, uciskani przez opresyjne społeczeństwo, pokojowo nastawieni hippisi, którzy przyjechali tylko dobrze się bawić. Zbyt czarno-białe ukazanie świata trochę mnie zirytowało w tym filmie, ale nadrobiły to muzyka i niesamowity freak-show oraz pochwała spontaniczności i ekspresji.