6 sty 06, 13:31
list od czytelnika w Dzienniku Zachodnim - pełna wersja:
Samotność w Cieszynie?
Początek roku najczęściej nastraja refleksyjnie, robimy sobie rachunek sumienia: „Kiedy patrzę hen, za siebie (...), kiedy myślę, (...) że najbardziej mi żal...” nasuwa mi się fakt utraty przez nasze województwo prestiżowego Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty w Cieszynie. Ponad dwa miesiące temu z wielkim szumem przebiegła przez nasze regionalne media wiadomość o „emigracji z Cieszyna” („Dz. Zach. w dn. 28.10 ub. roku poświęcił tejże informacji aż dwie strony!) czyli, że Roman Gutek opuszcza Cieszyn i przenosi się do Wrocławia. Stało się to, do czego wcześniej czy później dojść musiało. Już jakiś czas temu przewidział to pewien felietonista, że ten „nasz” festiwal cały czas jest w prowizorce, że dużo kłopotów organizacyjnych, że jeśli nie zostaną dopracowane szczegóły, to...
No i stało się!
A doszło niemal do histerii medialnej: „wystrychnięci przez Gutka”, „tak się nie robi”, „tak nie zostawia się przyjaciół” etc...
Ale kiedy opadły emocje, okazało się, że wcale ten Gutek nie jest taki be, bo jakoś dano wiarę temu, że miał „nikłe wsparcie ze strony władz...” i poszedł tam, gdzie przyjęto go z otwartymi rękami!
Bowiem naga prawda jest taka: jak długo mogła trwać „radosna twórczość” w niedoinwestowanych, ad hoc stawianych quasi - kinach, bez klimatyzacji, gdzie ludzie mdleli z upału. Może gdyby Festiwal był zimą...? Ale wtedy zapewne by marzli!?
Historia organizacji Festiwalu przez Gutka sięga Kazimierza n/Wisłą, skąd to został „wykolegowany” przez zazdrośników i po rocznej, nieudanej przygodzie w Sanoku, festiwal trafił do Cieszyna. I nie jest tajemnicą, że początki jego bratania się z tymże miastem były trudne.
Władze Cieszyna chyba nie do końca zdawały sobie sprawę z medialnej potęgi imprezy, z możliwości promocji miasta, słowem, z wielu korzyści jakie można było mieć „chuchając i dmuchając” na organizatora. I mimo stopniowego zbliżania się do siebie, włodarze miasta chcieli zapewne „mieć ciastko i zjeść ciastko”. Dlaczego bowiem dopiero po rezygnacji Gutka burmistrz zaczął deklarować tak wielki poparcie, kiedy był to już łabędzi śpiew?
Kłania się tu „polska specjalność”: brak umiejętności (woli? chęci?) podjęcia właściwej decyzji – a jedynie zastanawianie się, analizowanie, rozważanie itp... trwające miesiącami!
Impreza po prostu przerosła władze Cieszyna. Bo czyż to do Gutka należy mieć pretensje, że z roku na rok zjeżdżało coraz więcej wielbicieli kina, a wciąż brak było porządnej infrastruktury?
Ta cała prowizorka zrzucana była na organizatora czyli firmę Gutek Film, ale czyż to ona była winna? Ale on i jego współpracownicy byli na pierwszym planie, więc to im się dostawało! A przecież nie można w nieskończoność trwać w bezładzie skoro Festiwal Era Nowe Horyzonty posiadł już miano profesjonalnego festiwalu z prawdziwego zdarzenia!
Można sobie pozwolić na swego rodzaju prowizorkę w urokliwym skądinąd Zwierzyńcu, podczas Letnich Akademii Filmowych, gdzie uczestnicy otrzymują na dzień dobry... poduszkę, jako że siedzenia w trzech adaptowanych na kina pomieszczeniach nie należą do najprzyjemniejszych. Ale akurat w Zwierzyńcu, przy specyfice tamtejszej Akademii, takie niedogodności odbierane są z życzliwym pobłażaniem.
Abstrahując jednakowoż od działań władz Cieszyna, pomyślmy, czy to również sami sobie (jako województwo) nie jesteśmy winni, czy nie „strzeliliśmy sobie w stopę”, tracąc jedną z najbardziej rozpoznawalnych wizytówek naszego regionu?
Żal poniewczasie, bo czy współorganizacja festiwalu przez województwo była proporcjonalna do rzeczywistego wysiłku Gutka i jego wąskiej grupy pracowników? Czy zaangażowanie współorganizacyjne było na tyle duże, że rzeczywiście pomagało Gutkowi, czy też był to bardziej – jak wspominają żałujący festiwalu owi współorganizatorzy – „sentyment osobistej natury”.
A ile było ich rzeczywistego wkładu? A więc to naprawdę był „nasz” festiwal?
To Roman Gutek, osoba z Warszawy, więc – z pełnym szacunkiem – ale człowiek z zewnątrz. Owszem, był tzw. współorganizator festiwalu, właśnie stąd, z województwa, posiadający w swojej nazwie przymiotnik „filmowy”, których przedstawiciele potrafili brylować na kolejnych otwarciach, później „wypinać piersi po medale”, ale czy rzeczywiście dali coś z siebie? Ot tak, bezinteresownie jako współorganizator? Czy tzw. „śląskie akcenty” czyli przeglądy twórczości reżyserów z naszego regionu (Jedryka, Kutz) z wątpliwej jakości kopiami filmowymi, nie były raczej umiejętnym chwytem marketingowym, sprytnym „wpasowaniem się” w imprezę niż rzeczywistym wkładem współorganizatora? Jeśli jego przedstawiciel mówi, że „strasznie mi żal tej przygody”, to cóż można sądzić o tejże współorganizacji? Skoro dla jednych była to tylko „przygoda”, a dla firmy „Gutek Film” gigantyczna, całoroczna praca?
Czy więc można powiedzieć – mimo, że „on natchniony i młody był” (jak go znam, to przynajmniej duszą!) to jednak „... Gutek zawsze był sam...”?
Bo czyż tak wielkim wkładem organizacyjnym było towarzyszenie „Romanowi Gutkowi w czasie jego pierwszej wizyty w Cieszynie”? (wypowiedź tegoż samego współorganizatora).
Czyż po decyzji Gutka o przeniesieniu festiwalu, śląscy naukowcy, historycy oraz świat tzw. elity kulturalnej nie patrzyły na tę „nieoczekiwaną zmianę miejsc” również ze swego egoistycznego punktu widzenia? Ot, była świetna filmowa impreza, wygodnie było, bo i Cieszyn blisko, tuż za miedzą, można było wyskoczyć na parę dni, posnobować, że „się było”. Dobrze tak było „ogrzać się” przy blasku jupiterów, przy medialnym ciepełku imprezy!
Naukowiec o „stalowym” nazwisku widział w tym czasie Cieszyn jako „jakby miejsce nierzeczywiste”, „magię otaczającą festiwal”.
Pięknie powiedziane, ale jaki był jego wkład we współorganizację – może poprowadził jakiś wykład pod, jak zwykle bardzo zawiłym tytułem np. „Paralelność immanentnych aspektów aksjomatycznego paradygmatu w filmach Gabora Body” - gratis?
Diabeł siedzi w szczegółach, więc i ze szczerej chyba wypowiedzi współorganizatora wynika, że Gutek „liczył na większe wsparcie ze strony władz lokalnych i wojewódzkich...”. A czemu go więc na czas nie otrzymał? Czy taki smutek i rozdrapywanie ran poniewczasie, nie jest może częściowym uderzeniem się we własne piersi?
Czy z wysokości sejmiku wojewódzkiego zwrócono uwagę na rzeczywiste „zaangażowanie organizacyjne” współorganizatora?
Ale mimo, że nie obeschły łzy po utracie Cieszyna, a już donosiła prasa (Dz. Zach. 28.10.05), że my (województwo) nie poddamy się, że „rozbudujemy dobrze rokujący przegląd filmów polskich i czeskich, a z biegiem czasu poszerzymy program o znaczące obrazy z innych krajów europejskich”.
Przestrzegałbym jednak organizatorów imprezy „Kino na granicy” (bo to ją zapewne miano na myśli), aby nie słuchali doradców i nie zabierali się za zastępowanie festiwalu „gutkowego” swoją imprezą. To wszak zupełnie inna formuła, impreza posiadająca już swą tożsamość, promująca kinematografię krajów Grupy Wyszechradzkiej. Zaś poszerzenie programu „o znaczące obrazy z innych krajów europejskich” może jeno stworzyć z niej nijaką hybrydę.
Ale my (województwo) i tak nie załamujemy się bowiem, „... już ruszyły prace nad przygotowaniem naszej własnej, regionalnej imprezy festiwalowej”. (Dz. Zach. 28.10.05). No proszę! Sami też potrafimy?
Czyżby więc ów dotychczasowy współorganizator Nowych Horyzontów zamierzał podjąć wezwanie i nie uczyni nas sierotami po utracie festiwalu cieszyńskiego? To dobrze, bo dopiero wtedy rzeczywiście będziemy mogli powiedzieć, iż jest to nasza, wojewódzka impreza, bo zorganizowana przez NASZĄ instytucję!
Bo przecież nie trzeba wcale tak „wiele”, bo „jedynie” dobre rozeznanie w trendach filmowych na świecie, znajomość języków obcych przy zawieraniu kontaktów z producentami i poświęcenie „trochę” czasu. Ale przecież w nazwie instytucji jest przymiotnik „filmowa”, więc nie będzie to trudne, prawda?
Czy jeno ów dotychczasowy współorganizator podoła temu i potrafi stawić czoła wyzwaniu? Czy starczy mu ochoty, wyobraźni, pomysłów, chęci, wysiłku? Czy też sprawdzi się polskie porzekadło, że „Polak i przed szkodą i po szkodzie głupi”.
Widząc „rozmach” z jakim od trzech miesięcy działa zmodernizowany za duże pieniądze tzw. kinoteatr „Rialto”, to aż strach się nie bać! A gdy jeszcze dojdzie tworzone za jeszcze większe pieniądze Centrum Sztuki Filmowej, to... klękajcie narody! Województwo śląskie stolicą kina!
Tylko ja wciąż będę się zastanawiał, dlaczego Festiwalu Era Nowe Horyzonty nie udało się pozostawić w naszym województwie i przeniósł się on do Wrocławia?
Ale co tam! Dzięki gotowej wreszcie autostradzie, można wcale nie jest tam tak daleko?!
7. Międzynarodowy Festiwal Filmowy
ERA NOWE HORYZONTY
Wrocław, 19-29 lipca 2007