18 sie 05, 13:41
Wklejam swoja wypowiedź z wątku o największych rozczarowaniach festiwalu:
"Kapryśna chmura". Po najlepszym, moim zdaniem, filmie ubiegłorocznego festiwalu - "Goodbye Dragon Inn", oczekiwałem od reżysera czegoś może nawet nie podobnego, ale czegoś co by mną w podobny sposób wstrząsnęło, zauroczyło. No i owszem, wstrząsnęło, ale zupełnie w inną stronę. Wyszedłem zszokowany i zniesmaczony. Gdyby nie ta dosłowność, wręcz obrzydliwość wielu scen, byłby to naprawdę wspaniały, straszliwie smutny film o, upraszczam, miłości. A tak...