W formie przypominał mi "Za wzgórzami" i "4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni".
Film nakręcony na taśmie 35 mm, w formacie 4:3, całkowicie bez muzyki w tle (była tylko na napisach końcowych), złożony głównie ze statycznych ujęć, niektóre długie, inne krótsze; głos aktora zza kadru (w opozycji do pokazywania mówiącego aktora, jak w amerykańskich filmach). Warstwa dźwiękowa też dała o sobie znać, szczególnie w scenie z rzeką, gdzie nie słyszymy aktorów, tylko coraz głośniejszy szum spływającej wody. Forma 10/10. Takie filmy uwielbiam oglądać!