Ciekawostka filmowa. To pewnie pierwszy film, w którym zamiast aktorów zagrały manekiny. Lubię eksperymenty, dlatego poszedłem. Przed seansem reżyser przedstawiał film i powiedział, że zrobił normalny film, w którego wyjął tylko jeden element - aktorów.
I uwierzyłem, że tak będzie, jednak nie było tak jak mówił.
To nie była animacja stop motion, manekiny się nie ruszały, ale zmieniały się ujęcia. Ale ja nie o tym.
Głosy podkładane przez aktorów niestety brzmiały tragicznie nienaturalnie. Brzmiały tak jakby najlepsi aktorzy głosowi czytali audiobooka z kartki... Niestety to fatalnie wpłynęło na ten film. W zwykłym filmie aktorzy mówią swoje kwestie z pamięci, czasami trochę improwizują. Aktor posadzony w studiu i czytający z kartki nie brzmi jak ten grający w filmie.
Druga kwestia to to, że aktorzy podkładali głos w wyciszonym studiu, a gdyby głos był nagrywany w pokoju, kuchni czy innym pomieszczeniu, byłoby słychać jakieś echo. Tu wyszło fatalnie.
Trzecia sprawa: grający aktorzy w filmie poza głosem przekazują informacje mową ciała, a ta stanowi nawet większość komunikatu. Tu oczywiście tego nie było.
Jednak najbardziej denerwującym było to pierwsze, czyli nienaturalna mowa aktorów, jakby recytowali wiersz na konkursie, a nie rozmawiali z rodziną przy obiedzie.
Dźwięki otoczenia były dobrze oddane, ale bez względu na to, czy akcja działa się w środku czy na zewnątrz, blisko czy daleko, dźwięk głosu aktora brzmiał tak samo.
Na pewno można było zrobić to lepiej.