Davus napisał(a):W sumie to nie miałem na myśli tego, że taki podział nie istnieje tylko, że raczej nie ogarniam, dlaczego jedni chodzą tylko na filmy z dystrybucją, a drudzy na te bez. Przede wszystkim chyba warto chodzić na dobre kino (więc mieszać).
Bo te z dystrybucją można obejrzeć później, w dodatku na dużym ekranie? Te bez dystrybucji niekoniecznie, i na pewno nie na dużym ekranie, mimo że wiele z nich bardziej tego dużego ekranu wymaga niż gros tych w dystrybucji? Bo to, że jakiś film chcę obejrzeć, nie oznacza, że muszę go obejrzeć tu i teraz? Naprawdę nie rozumiem, czego tu można nie ogarniać.
A co do reszty - oglądam bardzo różne rzeczy, ale przyznaję, że przede wszystkim staram się oglądać filmy warte mojego czasu. Zobaczyć 'wszystkiego' się nie da. Jeśli jakiś film ginie w niepamięci po obiegu festiwalowym to bardzo możliwe, że są ku temu dobre powody. Arcydzieła nie giną.
Bzdura. To, czy giną, zależy głównie od tego, czy filmy są a) przystępne dla nieco szerszej publiczności; b) od właścicieli praw/agentów sprzedaży i tego, jak potrafią zadbać o "swoje" filmy. Arcydzieła mają dokładnie taką samą szansę na zginięcie jak wszystko inne, zwłaszcza jeśli są trudne w odbiorze (a filmy "nowohoryzontowe", nawet wybitne, takie właśnie bywają). Dokładnie ten sam argument pojawił się w zeszłym roku przy okazji dyskusji na temat tego, czy warto chodzić na filmy z sekcji Lost Lost Lost: "z jakiegoś powodu te filmy przepadły" czy coś podobnego. Otóż głównym powodem tego, że filmy przepadają, jest to, że wymagają wiele od widza - jakość ma tu niewiele do rzeczy.
Z drugiej strony - nawet polskie VOD-y oferują coraz więcej ciekawych rzeczy. Np. mniej więcej połowa ubiegłorocznego konkursu z Karlowych Warów pojawiła się na HBO GO (dzięki czemu więcej obejrzałem ich w ostatnich miesiącach tam niż rok temu na festiwalu). Filmy z San Sebastian można czasem znaleźć na Netflixie.
Z Locarno czy Rotterdamem są problemy, oczywiście, ale też fakt, że jakiś film pojawił się na tych festiwalach nie jest dla mnie wystarczającą rekomendacją.

Na każdym festiwalu pokazuje się całą masę badziewia. Trzeba umieć te badziewia omijać.

Polskie vod, Karlovy Vary... - no właśnie ja też staram się nie tracić czasu na filmy niewarte tego czasu, i dlatego i tu, i tu zaglądam rzadko, w obu miejscach stwierdzając, że i tak za często (w zeszłorocznym konkursie z KV widzę dokładnie jeden film, który w jakimkolwiek stopniu mnie interesuje - ten film (
Małego krzyżowca) obejrzałem zresztą w tym roku na festiwalu i był sporym rozczarowaniem). Oczywiście - nie mam wątpliwości, że w Locarno i Rotterdamie większość filmów to także z pewnością badziewie, ale rzeczy dla mnie interesujących jest tam rocznie więcej niż na wszystkich polskich vod-ach razem wziętych (oczywiście po odliczeniu filmów, które już widziałem, bo były w dystrybucji).