*** S P O I L E R S ***
*** S P O I L E R S ***
*** S P O I L E R S ***
Jak się film zaczął od sceny łóżkowej, to pomyślałem sobie "to co dopiero będzie potem?".
Trochę zawiodłem się na tym filmie. Nie oczekiwałem co prawda powtórki Życia Adeli, jednak...
Jak idę na film o młodych ludziach, którzy pojechali na wakacje i szukają przygód, to chciałbym te przygody widzieć na ekranie... a nie tylko gadanie. Przegadany film jak u Ceylana.
Jak robimy film, w którym na ekranie prawie cały czas widać pośladki, to widz oczekuje czegoś więcej.
Tym bardziej w filmie, w którym nie ma jako takiej fabuły... widzimy, a właściwie słyszymy rozmowy bohaterów w kawiarni, na plaży, w klubie.
Życie Adeli też jej nie miało, ale przynajmniej było na co patrzeć... tu było co oglądać przez pierwszych 20 minut filmu, cała reszta to oglądanie rozmawiających ludzi w kawiarni/restauracji z oczekiwaniem do samego końca na jakiś zwrot akcji.
Normalnie jak u Gaspara: wysokie napięcie na początku filmu, które... opada już na początku, żeby na końcu dać nam trzydzieści minut dojenia kozy.
Albo wątek gdzie dwie dziewczyny i dwóch chłopaków spotkało się na plaży. Zaczynało się bardzo dobrze, myślałem, że będzie kontynuowany, myślałem, że coś się rozwinie (nawet jeśli to miałaby być jednorazowa przygoda na jedną noc), a to jakoś tak się urwało.
Pisząc wyraźniej: Tak, przychodząc na film "zmysłowość zaklęta w scenach spożywania posiłków, tańca i seksu" oczekiwałem więcej cycków i seksu.
Co prawda film jest na podstawie książki, ale było pisane, że to luźna adaptacja...
A żeby film nie był za krótki, to dajmy jeszcze trzydziestominutową scenę dojenia owiec...
Kechiche też się nie wysilił w pokazaniu lat 90. Bo jak? Że na ścianie wisiał plakat Wielkiego błękitu? Czy że na dyskotece leciało "Sing Hallelujah" Dr. Albana? Dzisiaj też mogłoby lecieć, co się często zdarza.
No dobra, było jeszcze "Play with the Voice", "The Bomb", czy "Lost in Love", ale i tak bardzo mało czuć było lata dziewięćdziesiąte.
Scena z dyskoteki to akurat najlepsza część filmu.
Mam duże wątpliwości czy "The Bomb (These Sounds Fall Into My Mind)" było już hitem latem 1994, bo wydaje mi się, że wydane zostało dopiero pod koniec, i to głównie w USA, nie w Europie, a popularne było rok później.
Dużo lepiej lata 90. zostały pokazane chociażby w filmie Califórnia (tam co prawda lata 80., więc nawet trudniej). Nie mówiąc już o takich perełkach jak Computer Chess czy Ping Pong Summer, gdzie wręcz wzorowo oddawały klimat tamtych lat.
Dla mnie to się działo we współczesności, mógł nie pisać na ekranie, że to rok 1994.
Widać, że główna bohaterka widziała w Cannes zwycięzcę Złotej Palmy z 1994... stąd te ruchy na parkiecie... [czytaj: Ophélie tańczyła jak Mia Wallace, jednak film miał premierę kinową dopiero w październiku, czyli po wakacjach, więc musiała go widzieć w Cannes. W sumie to też na Lazurowym Wybrzeżu, więc niedaleko...]
A może muszę poczekać na drugą część, Mektoub, My Love: Canto Due?
Chociaż mi się podobał, to i tak jestem zawiedziony.