Na razie mój nr 1 festiwalu. Niby już to widzieliśmy w "Tylko razem" Moodyssona, "Rabbit Pix" Herberta, "Julien Donkey-Boy" Korine czy "Idiotach" von Triera (z podobnie zagubioną Karen), a jednak temat "utopii komun" z wyraźnym zaznaczonym credo ma tu zupełnie inny wydźwięk. Autentyczność natursztyków jest niezwykle poruszająca, pozwalająca na łatwą na identyfikację, świetni tu są praktycznie wszyscy... Drodzy Amerykanie, tak powinno wyglądać niezależne kino, nastawione na negację okropnego aktorstwa, tanich emocjonalnych szantażów (James White) czy efekciarstwa obliczonego na Sundance'owe dywany.
Ciekawe było spotkanie z Nathanem Silverem, w pełni potwierdzające panowanie nad całością, przyjętą formą zdartych vhsów i rolą postaci. Oby takiego kina na AFFie było jak najwięcej. Jego nazwisko mignęło mi w napisach końcowych "Zmęczonego księżyca" (równie udanego!). Jeden i drugi mogłyby być pokazane w Konkursie NH.