Łagodnie i czule

Filmy 5. AFF - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 22 paź 14, 20:08

Jako zwolenniczka „Masła na zasuwce” muszę jednak zapytać - po co właściwie ten film został zrobiony? I czy ten kierunek formalny nie jest racą, która błyśnie i szybko się wypali? Być może reżyserka powinna „dać sobie trochę czasu”, zrobić odstęp między poszczególnymi projektami. Dać sobie szansę na rozwój. Najbardziej podobała mi się czołówka filmu, tuż przed napisami. To było jak ostra, zdecydowana kreska. Zresztą w „Maśle...” było podobnie. Scena z zakrwawionym kurczakiem (atrapą?), recytowana z offu opowieść o kochanku z towarzyszącym jej ujęciem psa za ogrodzeniem, który patrzy prosto w kamerę i zaczyna warczeć i szczekać i ujęcie wnętrza samochodu z zarysem męskiej postaci. To coś, co bardzo „plastycznie” ustawia historię na właściwym torze. Szalenie przeszkadzał mi Joe Swanberg w kluczowej roli – to, jak sądzę, błąd obsadowy. Wiem, dlaczego Decker zdecydowała się na ten ruch (są przyjaciółmi, Swanberg jest jej artystycznym ojcem i inspiracją), ale stworzył wyjątkowo nieinteresującą postać. Czy tak miało być? W scenariuszu mamy do czynienia z namiętnością, pożądaniem, magnetyzmem – na ekranie tego nie widać. Nie rozumiem nieustannych zmian obszarów ostrości w obrębie kadru. Budowanie napięcia wydaje się mało opłacalnym wysiłkiem, co potwierdza finał – rozczarowujący, żeby nie powiedzieć - głupiutki. Czy ktoś weźmie ten film w obronę?

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 25 paź 14, 23:40

Ja nie wezmę, choć filmu do końca nie odrzucam. Obsadzenie drewniano-misiowatego Swanberga rzeczywiście wydaje się dużym błędem, choć wątpię, czy w filmie miało chodzić o magnetyzm, namiętność - relacja między parą głównych bohaterów to raczej nałożenie dwóch relacji jednostronnych - jej, która na Akina projektuje wyobrażenie swojego wyśnionego, idealnego kochanka, oraz jego, który jest ogierem odstawionym od klaczy, i musi jakoś rozładować erotyczne napięcie. Nie sądzę więc, że postać grana przez Swanberga miała się tak bardzo różnić od tego, co pojawiło się na ekranie - problemem jest raczej to, że jest on tak beznadziejnie bezbarwnym aktorem.

Poza tym mam wrażenie, że film jest katalogiem typowych błędów, jakie popełniają amerykańscy twórcy niezależni, kiedy chcą stworzyć coś ambitniejszego niż kolejną komedię romantyczną. Po pierwsze miało być impresjonistycznie, ale nieumiarkowanie w używaniu różnorakich środków (bo są tu i zdjęcia przyspieszone, i celowo nieostre, wtręty narracji subiektywnej, nie mówiąc już o ekstrawagancjach typu narracja z punktu widzenia krowy) pozostawiają wrażenie przesytu, pretensjonalności. Po drugie, z nieznanych mi przyczyn, amerykańscy niezależni nie potrafią (albo nie chcą) się obyć w swoich filmach bez wtrętów z kina gatunków - jak nie komedia romantyczna, to horror (jak tu), niestety w wypadku Łagodnie i czule zrobione jest to zupełnie "od czapy", ze szkodą dla tego, co udało się wcześniej. Na koniec dodałbym, że mnie kierunek poszukiwań artystycznych pani Decker nie martwi (bo też w amerykańskim kinie niewielu widzę autorów, którzy w ogóle poszukują), raczej martwi to, że większość przeczytanych przeze mnie recenzji tego filmu była pozytywna - skąd więc autorka ma czerpać wiedzę, co w przyszłości warto w tym kierunku skorygować?


Powrót do Moje własne Idaho