25 paź 14, 23:40
Ja nie wezmę, choć filmu do końca nie odrzucam. Obsadzenie drewniano-misiowatego Swanberga rzeczywiście wydaje się dużym błędem, choć wątpię, czy w filmie miało chodzić o magnetyzm, namiętność - relacja między parą głównych bohaterów to raczej nałożenie dwóch relacji jednostronnych - jej, która na Akina projektuje wyobrażenie swojego wyśnionego, idealnego kochanka, oraz jego, który jest ogierem odstawionym od klaczy, i musi jakoś rozładować erotyczne napięcie. Nie sądzę więc, że postać grana przez Swanberga miała się tak bardzo różnić od tego, co pojawiło się na ekranie - problemem jest raczej to, że jest on tak beznadziejnie bezbarwnym aktorem.
Poza tym mam wrażenie, że film jest katalogiem typowych błędów, jakie popełniają amerykańscy twórcy niezależni, kiedy chcą stworzyć coś ambitniejszego niż kolejną komedię romantyczną. Po pierwsze miało być impresjonistycznie, ale nieumiarkowanie w używaniu różnorakich środków (bo są tu i zdjęcia przyspieszone, i celowo nieostre, wtręty narracji subiektywnej, nie mówiąc już o ekstrawagancjach typu narracja z punktu widzenia krowy) pozostawiają wrażenie przesytu, pretensjonalności. Po drugie, z nieznanych mi przyczyn, amerykańscy niezależni nie potrafią (albo nie chcą) się obyć w swoich filmach bez wtrętów z kina gatunków - jak nie komedia romantyczna, to horror (jak tu), niestety w wypadku Łagodnie i czule zrobione jest to zupełnie "od czapy", ze szkodą dla tego, co udało się wcześniej. Na koniec dodałbym, że mnie kierunek poszukiwań artystycznych pani Decker nie martwi (bo też w amerykańskim kinie niewielu widzę autorów, którzy w ogóle poszukują), raczej martwi to, że większość przeczytanych przeze mnie recenzji tego filmu była pozytywna - skąd więc autorka ma czerpać wiedzę, co w przyszłości warto w tym kierunku skorygować?