Skoro już wszyscy narzekają, to ja też się dołączę i pragnę ogłosić wszem i wobec, że nie podoba mi się, że festiwal trwa tylko jedenaście dni

Jestem także szczęśliwym posiadacem akredytacji, wlazłem na wszystko na co chciałem po raz kolejny, bo w zeszłym roku również nie było problemów, przenajmniej w moim przypadku (zaznaczam, nie dałem żadnej łapówki, moją dziewczyną nie jest któraś z organizatorek, wujkiem nie jest niejaki Roman G. ...) Podliczyłem czas trwania filmów, które obejrzałem, wynik jest "całkiem, całkiem" 4707 minut = 78 godzin i 45 minut, co daje 3 dni i 3 noce filmów, mogło być lepiej, pytanie tylko gdzie pozostałe "wolne" 8 dni i 8 nocy ???... A propos filmów, które okazały się dla mnie nadwyraz znaczące to: Dogville - Von Triera (mam sentyment i nie tylko...), La Cage - Raoust'a (mistrzostwo!), Russkij kowczeg

- Sokurowa (na który z niecerpliwością czekałem caały rok), Basen - Ozon'a (pomimo iż nie znoszę jego 8-u kobiet), Nizhalkkuthu - Indyjski

, Picture of Light i Gambling... - Mettlera (znakomite!), 10 minut (rewelacja!), Trylogia Belvaux wciągająca i żałuję, że w wyniku wyliczanki jednak wypadło na "Wiolonczelę", zapewne trzecia część musiała być kluczowa, kto wie może dane mi będzie jeszcze obejrzeć... Pułkownik - Ripstein'a, no i Ozu oczywiście... znakomita także "Sztuka Filmowa", Roberto Succo (!), Lone Scherfig jak zwykle ciepła i delikatna... Kitano, Odoul... Niejaki Pan Apichatpong potrafi się znęcać nad widownią i ma niesamowite poczucie humoru (5!)

No dobra narazie tyle... pozdrawienia z deszczowego Podkarpacia