ilu ludzi tyle opinii

teraz moja relacja czyli festiwal oczami blondynki
Zaczęło się nienajlepiej... "Zło" czyli połączenie "Niezwyciężonego" i typowej łopatologicznie-dydaktycznej historyjki. Miałam wrażenie, jakbym oglądała ten film przynajmniej trzeci raz. Wieczorem było dużo lepiej. Czeskie "Żelary" naprawde mnie poruszyły. Ja odebrałam to zupełnie inaczej niż tolek... dla mnie to była śliczna historia o wzajemnym oswajaniu utrzymana w ślicznej (estetycznie) konwencji. Pierwszy niemiecki akcent czyli "Głową w mur". Ciekawe, momentami zaskakujące, a w tle świetna muzyka. Śmiałam się tylko z tego, że dziwne małżeństwa to temat przewodni tego festiwalu

Później miałam okazję obejżeć dwa dokumenty bluesowe (Scorsese i Wenders)... przyjemny przerywnik. "Aktorski nałóg" to nic zachwycającego, ale mnie zaciekawiło ze względu na sposób tworzenia i tematykę. "Przed zachodem słońca" to komedia romantyczna, a komedie romantyczne jakie są każdy wie

tu należy dorzucić tylko drobną uwagę, że warto zatrzymać się na dialogach (film twórcy "Tape" pokazywanego na cieszyńskim festiwalu). "Miśki" to kolejny powtarzający się schemat plus wątki homoseksualne. Z kina wyszłam z mieszanymi uczuciami. Węgierscy "Kontrolerzy" to coś co naprawde warto zobaczyć (przynajmniej moim skromnym zdaniem). Muzyka, zdjęcia, pomysł, gra aktorska... Ech już niedługo będziecie mieli okazję przekonać się sami, bo film wejdzie na polskie ekrany. "Super size me" to mieszanka dobrego dokumentu i sporej dawki humoru. "Mgły wojny"... cóż... gdybym chciała posłuchać dwugodzinnego monologu włączyłabym radio... "Piękne miasto" czyli Grand Prix... słusznie zostało nagrodzone. Nie jest to typowe irańskie kino. Jednak trochę dynamiki nie popsuło tak charakterystycznej dla irańskiego kina estetyki. "Porządek musi być" - zaczęłam się zastanawiać czemu jeszcze nikt nie zabronił Niemcom kręcić filmów (tyle mojego komentarza). "Sprawa Friedmanów" dokument z prostą puentą: "prawda zawsze leży gdzieś po środku". "Listopad" - chwile śmiechu, wzruszenia, przejęcia i gorycz na końcu... szukająca ujścia w burzy oklasków. Film, który trafia bezpośrednio w warstwę emocjonalną. Nie ma bariery jaką stanowi ekran... ja stałam się częścią tej historii. Gdyby ktoś miał okazję obejżeć ten film to gorąco polecam. "Or" do mnie po prostu nie trafiło. "Niedokończona historia" to już typowy irański obraz, a "Popatrz na mnie" było przyjemnym zakończeniem dziesięciodniowego maratonu. Kinem ambitnym nazwać tego nie można, ale banalne też nie było.
Tyle moich wspomnień. Pozdrawiam
