1 lis 13, 17:29
To nie jest kolejna historia o kobiecie chorej na raka, nie ma tu sztucznie napompowanych dramatów, punktów kulminacyjnych i w końcu wielkiego finału. To film skromny, nieoczywisty, zaczyna się w miejscu, w którym większość obrazów tego typu się kończy, opowiada nie o chorobie, ale o trudnym powrocie do rzeczywistości. Wielkie brawa dla Amy Grantham - jej Lily potrafi być w jednej chwili słodka, naiwna i infantylna, by za chwilę pokazać się jako dojrzała, doświadczona tragedią kobieta.