24 paź 13, 22:22
Film zrobiony "w sprawie" (niekontrolowany amerykański biznes, związany z ośrodkami resocjalizacyjnymi dla młodzieży), co niesie za sobą określone konsekwencje. Aż głupio w takiej sytuacji pytać reżysera, czy mu nie żal, że tak się tą "sprawą" przycisnął, przytłoczył, tak się nią wygładził. Bo w filmie "w sprawie" wiadomo, gdzie znajdują się dobrzy, a gdzie źli, i że należy historię opowiedzieć tak, aby każdy ją zrozumiał, od początku do końca. Żadnych wątpliwości. Obecna w tym filmie brutalność tylko potwierdza emocjonalny szantaż, do jakiego zwykle dochodzi w filmie "w sprawie". To wszystko zbyt proste, zbyt znajome, a poza tym - gdyby reżyser nadal twierdził, że narracja z wykorzystaniem retrospekcji jest jego wynalazkiem - proszę mu uświadomić, że wynaleziono ją już dawno temu.