18 lis 12, 8:15
Ciekawy film, choć pozostawił pewien niedosyt. Ale to chyba tak, jak eliska pisze o "Mistrzu", że pozostawia po sobie pustkę i jest to świadomy, zaplanowany efekt, tak tu: niedosyt wpisuje się chyba w naturę tego filmu. Niejasność, której nie wymaże zwizualizowany potwór, symbol dziewczęcych lęków przed przekroczeniem granicy dorosłości, a co za tym idzie fizycznej granicy ciała. Konwencja horroru i upostaciowienie zagrożenia jest tak samo niebezpieczne dla odbioru tego filmu, jak to się stało choćby w "Post tenebras lux", z którym natychmiast mi się ten zabieg skojarzył. Zresztą pytałam o to Reygadasa. Dlaczego zdecydował się na narracyjną ramę - sceny z czerwonym kozłem z walizeczką, uosobieniem zła, kiedy w pozostałej części filmu pokazuje zło raczej w postaci niewidzialnego kamyka, który zaledwie uwiera, ale -nieustannie delikatnie uwierając- doprowadza do nieodwracalnych zmian. Piękne i straszne były te warkocze z mlaskaniem wijące się pomiędzy wnętrznościami. Nieustanny upływ krwi. Kobiecości towarzyszy lęk, a jednocześnie chęć przekroczenia, fakt zanurzania się w biologiczność i potrzeba ucieczki od niej. Ten film znalazł swój sposób, żeby oddać ambiwalencję tego doświadczenia. Doceniam, bo zrobił to nietypowo.