Dark Angel napisał(a): Ogólnie kiepska jakość napisów do niektórych filmów denerwuje mnie już od wielu lat. Czy na prawdę jest tak trudno dać napisy do przetłumaczenia chociażby jakiemuś zaawansowanemu studentowi filologii? Zrobiłby to z chęcią i to nawet za darmo, byleby jego nazwisko się pojawiło i mógł to wpisać do CV.
Problem w tym, że tworzenie napisów do filmów polega na czymś więcej niż tylko przetłumaczeniu dialogów. W napisach wypowiadane kwestie muszą zostać skondensowane, rozbite na wiersze, rozdzielone pomiędzy kolejnymi wyświetleniami. Szczególnie streszczanie wymaga dużych umiejętności językowych i wyczucia, nie mówiąc już o rejestrze czy interpunkcji, których stosowanie bezpośrednio wpływa na odbiór tekstu i komfort śledzenia. Nie jest możliwe tłumaczenie dialogów co do joty, bo zwyczajnie nie dałoby to czasu na ich wyświetlenie, ani - widzowi - na ich odczytanie.
Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na oddawanie tej roboty studentom filologii, jak sugerujesz. Choćby dlatego, że "za nazwisko i wpis do CV" to najprostsza droga do dramatycznego zepsucia jakości napisów i jeszcze gorszego zepsucia rynku tłumaczeń. Nie odbieraj mi - i sobie, skoro przedstawiasz się jako tłumaczka - chleba.
Za to pani tłumacząca z hiszpańskiego robi to bardzo profesjonalnie - zapisuje co ważniejsze rzeczy, jak nie pamięta, to dopyta, wygląda to wcale nieźle.
Podobnie jak pani tłumaczka z tureckiego, po projekcji "Podziemia" Demirkubuza. W przypadku kombinacji innych niż angielski-polski organizatorzy byli najwyraźniej zmuszeni do zatrudnienia zawodowców. Różnicę każdy mógł dostrzec jak na dłoni.
Uważam, że wszystkie sesje Pytań i Odpowiedzi powinny być tłumaczone przez zawodowców. A jeśli festiwalu na to nie stać, to nieprofesjonalni (stanowiący znakomitą większość) tłumacze powinni przynajmniej przejść profesjonalne przeszkolenie. Tłumaczenie konsekutywne (a tylko takie jest możliwe podczas P&O) bezwzględnie wymaga robienia notatek, tego trzeba się nauczyć. Niestety, wszyscy tłumacze z angielskiego zdają się preferować przerywanie gościowi kiedy ten wypowiada się 'zbyt długo' (takie pojęcie nie istnieje). Błędy są często nieuniknione, ważne jest jednak profesjonalne podejście, którego brakuje.
Wobec lat ubiegłych, zauważyłem poprawę. Trudno zarzucać cokolwiek kompetencjom językowym tłumaczy, zresztą - jak na amatorów - translatorsko też radzą sobie zupełnie nieźle.
Wciąż jednak brakuje wspomnianego profesjonalnego podejścia.Roboty nie ułatwiają jednak sami selekcjonerzy, prowadzący rozmowy po projekcjach - nie potrafiąc wysłowić się po polsku bądź ze zniecierpliwienia, próbują sami zadawać gościowi pytania po angielsku, co często kończy się żenadą.
Konieczny jest jasny podział ról.P.S. Czy ktoś wie czym na festiwalu, poza tłumaczeniem P&O, zajmują się tłumacze z angielskiego? Bo skoro większość z nich nie robi tego zawodowo - co dobrze widać - to rozumiem, że tłumaczenie jest dla nich wartością dodaną obok innych obowiązków i w ramach oszczędności. Jeżeli jednak jest to jedyne czym się zajmują - to uważam, że należy ich wymienić na zawodowców.