 Ale atmosfera projekcji sprzyjała wyznaniom. Trudno byłoby narazić Libańczyka na taki nietakt i nie odpowiedzieć zwierzeniem na zwierzenie. To film bardzo osobisty, intymny. Mimo dystansującej, chłodnej stylizacji, czerni i bieli, świadomie minimalistycznej estetyki, niemal gorący. Główny bohater, obcy mężczyzna, ma wyjechać z Bejrutu, ale na lotnisku wynajmuje samochód i jedzie w góry, by zaszyć się na miesiąc w pustym hotelu i w ciszy ze sobą rozmawiać poetyckimi tekstami Ghassana Salhaba, reżysera urodzonego w Senegalu, Libańczyka rozpiętego między Paryżem a Bejrutem, który jest także pisarzem. Pisał dziś podobno dużo, jak doniosły mi czyjeś cierpliwe oczy. Niech pisze, oby nadal tak pięknie. Film został pokazany w cyklu Nowe Horyzonty Języka Filmowego, bo wyjątkowo interesująco obchodzi się z dźwiękiem (diegetycznym i niediegetycznym). Trudno było jednak mówić o formalnych sprawach wobec pączkującego z minuty na minutę afektu.
 Ale atmosfera projekcji sprzyjała wyznaniom. Trudno byłoby narazić Libańczyka na taki nietakt i nie odpowiedzieć zwierzeniem na zwierzenie. To film bardzo osobisty, intymny. Mimo dystansującej, chłodnej stylizacji, czerni i bieli, świadomie minimalistycznej estetyki, niemal gorący. Główny bohater, obcy mężczyzna, ma wyjechać z Bejrutu, ale na lotnisku wynajmuje samochód i jedzie w góry, by zaszyć się na miesiąc w pustym hotelu i w ciszy ze sobą rozmawiać poetyckimi tekstami Ghassana Salhaba, reżysera urodzonego w Senegalu, Libańczyka rozpiętego między Paryżem a Bejrutem, który jest także pisarzem. Pisał dziś podobno dużo, jak doniosły mi czyjeś cierpliwe oczy. Niech pisze, oby nadal tak pięknie. Film został pokazany w cyklu Nowe Horyzonty Języka Filmowego, bo wyjątkowo interesująco obchodzi się z dźwiękiem (diegetycznym i niediegetycznym). Trudno było jednak mówić o formalnych sprawach wobec pączkującego z minuty na minutę afektu. Postać mężczyzny powoli odkrywana, rozbierana, potencjalna, nie uwalnia znaczeń, raczej przyjmuje je w siebie. Ktoś zobaczył w nim rozpacz, ktoś inny został jego bliskością uwiedziony. Ale zakochujemy się zwykle w tym, co w nas samych jest ukryte, a w drugim zaledwie się odbija. Wśród narastających dźwięków, słyszanych w samotności w dwójnasób, mężczyzna żegna się - być może z przeszłością, albo z jakąś cząstką siebie, której śmierć zostaje zwizualizowana. Słychać strzał, ktoś inny pada na mokry śnieg z ustami we krwi. Tę rolę zagrał sam reżyser.






 p/Aszeffel
 p/Aszeffel