Dla mnie najlepszy film na festiwalu. Nie czułam znużenia, zmęczenie pewnie tak, na pewno przegrzanie. Ostatnią godzinę oglądałam w niezwykłym napięciu, najdoskonalsza część filmu i idealnie dopracowane zakończenie (tzn trwające godzinę

). Fenomenalna rola Hazel Orencio, nie wiem czy kiedyś widziałam trudniejszą do zagrania rolę, wbijająca w fotel podczas każdego monologu, nie widziałam ani jednej drobnej sztuczności, zawahania się, jej gra była tak rzeczywista, tak silna, naturalna jakby film był dokumentem, szczególnie ta myśl mną wstrząsnęła przy ostatniej scenie. Niezwykle prawdziwe oddanie traumy, choroby, nicości w człowieku. To ciągłe powtarzanie swojego imienia i kilku faktów z życia było niebywałem aktem siły i odwagi, skytą działalnością wywrotową, ona mówiąc o SOBIE wynurzała się z jakiejś ciemnej otchłani, z niepamięci, w którą wrzuciła ją nienawiść, każąc zapomnieć o wszystkim co jest NIĄ, co do niej należy, czysta nienawiść, czyste zło... Film mógłby sobie trwać jeszcze z parę godzin, przy każdej scenie pod koniec bałam się że to może ta ostatnia... Zdziwiły mnie trochę reakcje innych, ja po seansie chciałabym zadać reżyserowi dziesiątki pytań, ale byłam tak wymęczona, że zdołałabym pewnie powiedzieć tylko "Booooli mnie głowa" (faktycznie mnie bolała, dostałam gorączki i musiałam wrócić do domu). Nie wiem co sądzić o samym Diazie, nakręcił jeden film genialny, drugi film bardzo słaby - co ja mam o nim myśleć? Byłam też na spotkaniu w Teatrze Lalek, sprawiał wrażenie osoby, która myśli więcej niż chce powiedzieć, trzeba było z niego wyciągać zdania. Może to bariera językowa, nie wiem. Jest jeden sposób, żeby się dowiedzieć - retrospektywa albo kolejne pokazy specjalne za rok

Ale cieszę się, że są tu osoby, którym też się film podobał.