26 lip 12, 10:01
Okropny film. Pierwsza część pokazująca niedolę imigranta z Korei Płn. wypada nieźle, jest to realny problem i można zrozumieć sytuację bohatera. Ale czy naprawdę jedyną alternatywą dla pozbawionego pracy przybysza z północy jest robienie laski jakiemuś zboczeńcowi? Bo co? Bo w sąsiednim wątku mamy gejów i trzeba było jakoś te wątki połączyć? W Korei Północnej jest strasznie, ale w Seulu też nie jest wesoło, zwłaszcza kiedy jesteś imigrantem albo gejem (im bogatszym, tym jeszcze bardziej nieszczęśliwym, bo przecież wiadomo, że pieniądze to samo zło). Wtedy jedyną ucieczką jest oddanie się perwersjom seksualnym, innego wyjścia nie ma. Sorry, ale ja tego nie kupuję. W żadnym wypadku nie nazwałbym tego kinem społecznym, a porównywanie przez reżysera sytuacji imigranta z Korei Płn. (co rzeczywiście jest problemem realnym) z wyimaginowaną na potrzeby filmu sytuacją zamkniętego w apartamencie kochanka bogatego faceta jest sporym nadużyciem. Aby zohydzić nam otaczającą bohaterów rzeczywistość, twórca wciąga nas w świat dewiacji seksualnych, żebyśmy nie mieli czasem wątpliwości, jak bardzo w tym Seulu jest ciężko. Tylko że to nie rzeczywistość szwankuje, a sami bohaterowie, którzy świadomie podejmują takie, a nie inne decyzje. Poza tym po raz kolejny odnoszę wrażenie, że poprzez długie i ostre sceny seksu gejowskiego reżyser chciał zademonstrować jaki to jest odważny. Wszystko to już jednak w kinie było i nie ma w tym niczego szokującego ani oryginalnego. Twórca filmu zresztą strzela sobie samobója, bo w sposobie potraktowania wątku gejowskiego można zauważyć dość cienką granicę między byciem gejem, a zamiłowaniem do rozmaitych perwersji seksualnych. Nie ma bata, jak jesteś pedziem, masz przechlapane, bo stąd już tylko mały kroczek do zostania zboczeńcem. Czy naprawdę, panie reżyserze, nie można było tych ludzi pokazać inaczej?