24 lip 12, 7:12
Informacja dla zainteresowanych ostatnim ujęciem filmu Los bastardos (pytanie brzmiało, co bohater robi w ostatnim ujęciu): reżyserowi przypomniało się spotkanie z publicznością po projekcji Krwi, kiedy również padło to pytanie; tym razem na nie odpowiedział – scena jest filmowana z oddalenia, z dużego zoomu, aktor nieprofesjonalny Ruben Sosa był już zmęczony, wiał wiatr, było ciężko, reżyser po prostu skierował na niego kamerę, zarejestrował to zmęczenie, a potem podczas montażu wybrał je jako finał, choć wcześniej chciał zakończyć film tym, że Ruben zgłasza się na policję. Film się podobał. Widzowie dziękowali. Ktoś powiedział: robisz genialne rzeczy. Jestem zadowolona, bo podczas spotkania z publicznością takie głosy powodują, że jest miło. Tylko... jestem w kropce, jeżeli chodzi o Amata Escalante. Mam wrażenie, że reżyser nie ma jednak świadomości tego, co robi. Albo nie - my dokładamy do jego filmów treść, zupełnie przez niego nie planowaną. Czy jego geniusz polega na jakiejś fenomenalnej intuicji? Czy to my jesteśmy zmanierowani i perwersyjni? W tym przypadku - jak mi się wydaje - kino żyje swoim życiem, jak dziecko, które osiągnęło pełnoletność i wyfrunęło z domu. Mam to wrażenie szczególnie, kiedy myślę o Krwi, która jest moim zdaniem bardzo ciekawym filmem.