4 lip 12, 22:50
No to ja chyba jako jedyny uważam, że film jest chybiony - i jako ekranizacja Conrada (którego powieść czytałem, i odpowiadam psubratowi - nie jest taka "oniryczna" - to chyba wybrana przez autorkę strategia skracania powieści do rozmiarów dwugodzinnego filmu), i jako samoistne dzieło. Co mi się w tym filmie nie podoba? Oniryczność, czy "poszatkowanie fabuły" (to ayyi określenie podoba mi się bardziej) powoduje, że postępowanie bohaterów jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, pozbawione psychologicznego uzasadnienia. W zamian za to racje bohaterów oraz główne tematy filmu są podawane w sążnistych monologach, w dodatku zainscenizowanych w sposób bardzo teatralny, wyglądających jak na scenie (w ogóle mam wrażenie, że to przywiązanie do cały czas tych samych, mało rozbudowanych dekoracji, ma dać taki "sceniczny" efekt). Kompletnie mi się to nie podoba, choć wierzę, że jest zamierzone. Oczywiście, nie każdy film musi być tzw. "filmem psychologicznym" - każdy z nas zna niejeden rewelacyjny film konsekwentnie antypsychologiczny. Tyle że Conrad jest właśnie pisarzem, u którego motywacje, wewnętrzne konflikty postaci, są dokładnie tym, o co chodzi. Tu to wszystko jest zastąpione trochę dziwaczną, teatralną, stylizacją, która niczego nie wnosi. Zresztą paradoksalnie, w tym filmie tak bardzo opartym na słowie najlepsze momenty to te, kiedy słów nie ma (jak w przywołanej przez ayyę scenie błąkaniny Niny - szkoda, że takich scen jest tak niewiele).
Dla mnie duże rozczarowanie, ale może jestem skrzywiony, bo Conrada znam i lubię. I nawet wydaje mi się, że, być może, gdyby Akerman powieścią Korzeniowskiego zainspirowała się jeszcze bardziej luźno, wyrzuciłaby jeszcze kilka wątków, film zrobiła bardziej jeszcze oniryczny, wyrzuciła połowę z tych monologów - jednym słowem, poszła na całość, efekt byłby o niebo lepszy.